ROZDZIAŁ TRZECI – Mąż i żona
Cisza. Cisza ogarnęła samochód, a Amara drżała ze strachu. Kim był ten człowiek? Czy to możliwe, że w rzeczywistości był bogiem? Nie odważyła się poruszyć nawet mięśniem. Jeśli ten człowiek potrafił kontrolować umysły, mógł ją z łatwością zabić. Ale, ona musiała wiedzieć. Musiała wiedzieć kim, lub czym, on tak naprawdę był.
„Co… czym jesteś?”
„Już ci mówiłem. Jestem bogiem” – odpowiedział gruchotliwie.
„Ale w tym problem. Nie wierzę ci.”
„Cóż, w takim razie. To nie jest mój problem, prawda? Mówię ci prawdę, więc sądzę, że decyzja należy do ciebie.”
„Posłuchaj mnie, panie. Myślę, że po tym wszystkim, co przeszłam, zasługuję na odrobinę szacunku…” Machnięciem ręki pozbawił ją przytomności. Zaczynała go frustrować. Dlaczego nie mogła po prostu uwierzyć, że on jest bogiem? Czy to było aż tak nierozsądne? Ares spojrzał na zemdloną kobietę obok niego i westchnął, dlaczego akurat on?
***************************
Po wielogodzinnej jeździe samochodem, Ares podjechał pod mały hotel na odludziu. To będzie musiało wystarczyć, pomyślał sobie. Potrząsnął Amarą, która obudziła się z przestrachem.
„Co… kto… gdzie jesteśmy?” zapytała sennie.
„Jesteśmy w motelu.” Była teraz szeroko rozbudzona; wszelkie ślady senności zniknęły.
„Czy… zamierzasz mnie tu sprzedać?”
„Nie,” odpowiedział sucho.
„Czy zamierzasz mnie tu zamordować?”
„Nie.”
„Czy zamierzasz-„
„BÓG ZAPŁAĆ, KOBIETO! NIE ZAMIERZAM CIĘ W ŻADEN SPOSÓB SKRZYWDZIĆ, WIĘC CZY MOŻESZ PRZESTAĆ MÓWIĆ?” Amara natychmiast się zamknęła, a Ares westchnął z ulgą. „Teraz odpowiem na wszystkie twoje pytania, jak tylko wejdziemy do środka, dobrze?”. Amara kiwnęła głową, gdy Ares wysiadł z samochodu. Pociągnąwszy ją za sobą, weszli do motelu i zobaczyli wątłą, starszą kobietę w recepcji. Wsuwając swoją dłoń w dłoń Amary, szepnął jej do ucha, gdy podeszli do biurka: „Podążaj za mną.”
„Witaj. Witamy w Starling Motels. W czym mogę pomóc?”
„Tak, witam. Jechaliśmy z żoną do Springfield, kiedy zabłądziliśmy i zepsuł nam się samochód.” odpowiedział niewinnie Ares. Żona!!!? pomyślała sobie Amara.
„Ojej, ojej. Czy z wami dwoma wszystko w porządku?” zapytała staruszka.
„Tak, obojgu nam nic nie jest, dzięki Bogu. Tylko trochę rozczarowani. W ten weekend mieliśmy ogłosić jej ciążę do naszych rodziców, ale teraz po prostu nie wiem, co robić.”
„WAIT. Jesteś żoną. Ona jest w ciąży?” krzyknęła staruszka. Amara myślała o tym samym, ale szybko otrząsnęła się z tych myśli, gdy zobaczyła, że jej porywacz zerka na nią, wskazując, że to jej kolej, by mówić.
„Um… tak. Uh, siedem tygodni?”
„AHH! JAKIE TO EKSCYTUJĄCE! Ale, mój Boże! Jak niefortunnie, że zgubiłaś się po drodze! PROSZĘ. Zostań tu na noc. Bez żadnych opłat. Nalegam. Nie chcę was dłużej stresować. Wiesz, że negatywna atmosfera może być bardzo szkodliwa dla dziecka.” Ona mruczała. „Masz. Weź ten klucz. Wyślę mojego męża na górę, żeby podał wam kolację, jak już się rozgościcie. GERALD!” Amara stała z otwartymi w szoku ustami i patrzyła, jak staruszka się oddala. Jak do cholery to mogło się udać? Zerknęła na Aresa, który tylko stał i uśmiechał się z uśmiechem „a nie mówiłem” na twarzy. Cholera, był gorący.
„Jeśli jesteś na dole gapiąc się na moje niesamowite umiejętności improwizacyjne, proponuję, abyśmy poszli do naszego pokoju, żono.”
„Cokolwiek powiesz, piastunko.” Amara huffed.
„Éla tóra, gynaika mou ” Ares powiedział, sięgając ręką i chwytając ją. Pociągnął ją do windy i nacisnął przycisk na ich piętrze. Amara obserwowała go ostrożnie, bo nie wiedziała, czego dokładnie może się spodziewać po tym człowieku. Jeszcze kilka minut i dowiedziałaby się, dlaczego ją porwał. Ares otworzył drzwi do małego, niewielkiego pokoju. Był o wiele ładniejszy niż się spodziewała, poza tym, że było w nim tylko jedno łóżko. Amara zastanawiała się, dlaczego jej życie jest jak jakiś oklepany film romantyczny. Usiadła na łóżku i patrzyła, jak jej porywacz przechadza się po pokoju. Rzucił na nią okiem, przestał się pakować, podszedł do łóżka i przykucnął na jej wysokości.
„Posłuchaj mnie, Amaro. Jeśli chcesz uzyskać odpowiedź, będziesz musiała posłuchać i uwierzyć we wszystko, co ci powiem.”
„Nie mogę po prostu uwierzyć, że jesteś bogiem. Takie rzeczy nie zdarzają się w codziennym życiu.”
„Nie mogę cię zmusić do wiary, ale musisz spróbować.”
„Dobrze. Załóżmy, że rzeczywiście jesteś bogiem. Kim jesteś?”
„Jestem Ares.”
„Ares? Jak w greckim bogu wojny?”
„Ach, więc wiesz, kim jestem.” Uśmiechnął się.
„To nie jest możliwe. Ares to mitologia grecka.” Szczęka Aresa zacisnęła się.
„Ludzie. Ha. Zawsze próbują zapomnieć o bogach, którzy tak bardzo się o nich troszczyli. Jak oni śmią. Jak ŚMIERDZĄ umniejszać mnie i moją rodzinę. Jesteśmy bardzo ALIVE i REAL.”
„Okay! Ok, przepraszam. Drażliwy temat, rozumiem. W każdym razie, Ares. Ares? Mogę nazywać cię Aresem, prawda? Dlaczego tu jesteś? I dlaczego ze mną? Dlaczego ja musiałem się w to wplątać?” Ares usiadł na łóżku obok niej i przejechał dłońmi po włosach. Bardzo satysfakcjonujący widok do oglądania.
„Kilka nocy temu skradziono coś mojego. Mój miecz. Jedna z rzeczy, które czynią mnie, no cóż, mną. Ktoś go ukradł i ukrywa go w tym królestwie. Mój ojciec, Zeus, wysłał mnie, abym go odzyskał, ale nie udało mi się go znaleźć. A bez niego ja… Ja-„
„Nie możesz wrócić na Olimp.”
„Nie mogę wrócić do domu.”
„Aresie, naprawdę mi przykro,” odpowiedziała szczerze Amara. „Ale co to ma wspólnego ze mną?”
„Kiedy przybyłem na tę planetę, wyczułem sygnał o wysokiej energii. To skierowało mnie do ciebie.”
„Myślisz, że ukradłam twój miecz?” zapytała z niedowierzaniem Amara.
„Na początku tak myślałam, ale teraz nie jestem tego taka pewna. Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, byłaś otoczona niebieskim światłem. Wciąż czuję promieniującą od ciebie energię, co oznacza, że musisz być kluczem do odnalezienia mojego miecza. Choć nie lubię prosić o pomoc – zwłaszcza człowieka – potrzebuję cię. Potrzebuję cię, Amaro Faye.”