Po tym, jak dwóch moich znajomych zmarło tego samego dnia w ten sam sposób – strzelając do siebie – słyszałem różne komentarze:
„Ale on był takim silnym chrześcijaninem! Jak mógł to zrobić?”
„Myślę, że wybrał łatwą (lub 'tchórzliwą’) drogę wyjścia.”
„Wcale nie myślał o swojej rodzinie, to na pewno!”.
„Cóż, zawsze myślałem, że tylko nieudacznicy mają depresję, jak ludzie żyjący na ulicy albo alkoholicy i narkomani – nikt oprócz nieudaczników!”
Żadna z osób, które mówiły takie rzeczy, nie rozumiała depresji ani tego, co może ona zrobić każdemu.
Byłem dziennikarzem, nauczycielem w Hongkongu i przez 22 lata pediatrą. Byłem szefem personelu i powiernikiem w 700-plus łóżkowym centrum medycznym z 2 kampusami i 400 lekarzami. Jestem oddanym chrześcijaninem, starszym prezbiteriańskim i weteranem misji medycznych w Amazonii. Mówię płynnie po hiszpańsku, trochę po portugalsku, trochę po niemiecku i trochę po kantońsku. Kiedy myślę racjonalnie, widzę, że jestem inteligentny, dowcipny, lubiany i szanowany.
Mogę również walczyć z depresją od ponad 40 lat, a kiedy jestem przygnębiony, myślę, że jestem kompletnym nieudacznikiem.
Byłem tak przygnębiony, że wiele razy rozważałem zabicie się. 30 lat temu zdecydowałem, że nigdy nie będę mógł bezpiecznie posiadać broni palnej, ponieważ wiedziałem, co kiedyś z nią zrobię. Mimo to, byłem bliski kupna broni. Kilka lat temu miałem bardzo ciężką, oporną na leczenie depresję – bardziej epokę niż epizod – która trwała kilka lat i stale się pogarszała, mimo wielu leków i cotygodniowych wizyt u psychiatry. W końcu wybrałem się na zakupy po pistolet. Z wielkim trudem zdecydowałem się go nie kupować i zamiast tego oddałem się do szpitala.
Miałem skrajną depresję – o wiele cięższą niż ta, którą przeżywa większość ludzi cierpiących na depresję. Większość z nich potrzebuje jedynie porady i być może lekarstw, aby stać się ponownie szczęśliwymi. Nie tracą pracy, nie muszą być przyjmowani do szpitala i nie zbliżają się do samobójstwa. Niestety, większość osób cierpiących na depresję nie szuka żadnej pomocy – często z obawy przed tym, co pomyślą inni. To błąd, ponieważ skuteczna pomoc jest dostępna.
Ja również bałem się piętna i bycia uznanym za nieudacznika. Dopóki nie trafiłam do szpitala na intensywne leczenie, ukrywałam swoją depresję tak długo, jak to było możliwe. Bałam się, że inni uznają mnie za słabą, a nie silną, że coś jest ze mną „nie tak”, że jestem zepsuta i nie da się mnie „naprawić”. Obawiałem się, że uwierzą, iż nie mogę być skutecznym lekarzem, jeśli będą wiedzieli, że mam depresję.
Mam też upartą, niezależną naturę. Wierzyłem, że sobie z tym „poradzę” – to cecha powszechna wśród lekarzy. Widzimy problem i go rozwiązujemy. Zanim wylądowałem w szpitalu, o tym, że chodzę do psychiatry i biorę leki, dowiedzieli się (w końcu) tylko moi partnerzy, pastor i kilku bliskich przyjaciół. Nikt z mojej własnej rodziny nie wiedział. Wstydziłam się powiedzieć komukolwiek, że cierpię na chorobę psychiczną.
Ta ciężka depresja zaczęła się 4 lata wcześniej, kiedy patrzyłam, jak mój mąż walczy z niewydolnością nerek, a potem z rakiem. Opiekowałam się nim aż do jego śmierci, a wtedy ja też prawie umarłam. Przez ostatni rok życia mojego męża nie opuściłam żadnego zaplanowanego dnia pracy, aż do 2 dni przed jego śmiercią. Tydzień po jego śmierci wróciłam do pracy. Nigdy nie opuściłam kolejnego dnia, dopóki nie poszłam na zakupy po tę broń 2 lata później.
Byłam zdeterminowana, by nie pozwolić, by moja choroba powstrzymała mnie od wykonywania mojej pracy. Postanowiłem, że nikt nie będzie mówił, że jestem słaby, a nie silny i twardy. Kontynuowałem pracę podczas depresji, która była całkowicie wyniszczająca. Nie mogłam płacić rachunków na czas. Nie mogłam posprzątać domu. Schudłam 60 funtów w ciągu roku, nie próbując, bo nie mogłam jeść. Przestałam otwierać pocztę i odbierać telefony. Całkowicie się odizolowałam i często siedziałam w domu płacząc. (Ponownie, to było ekstremum w spektrum depresji.)
Mimo to, starałam się robić dobrą minę, kiedy tylko przebywałam z innymi ludźmi. Wciąż uśmiechałem się do moich pacjentów, partnerów i przyjaciół. Co tydzień chodziłem do kościoła i opowiadałem dowcipy, które wszystkich rozśmieszały. Wciąż byłem szanowany. Za wszelką cenę ukrywałem swoje problemy.
Nadszedł jednak czas, kiedy moja choroba wpłynęła na moje wyniki. Spóźniłem się na godziny pracy. Nie mogłem uzupełnić moich wykresów. Nie mogłam się skoncentrować. Czasami chowałem się w swoim gabinecie, płacząc. Czasami ciasno owijałam stetoskop wokół szyi, znajdując w tym smutną pociechę. Niektórzy z moich partnerów zaczęli się nawet zastanawiać, czy nie zażywam narkotyków. W końcu powiedzieli mi: „Weźmiesz teraz dwa tygodnie wolnego i zrobisz wszystko, co musisz zrobić, aby naprawić to, co ci dolega; jeśli tego nie zrobisz, twoja praca będzie zagrożona.”
Dzielnie walczyłem o przetrwanie, a teraz miałem zostać zwolniony za depresję. Byłem zdruzgotany. Wiedziałam, że nie jestem w stanie „naprawić” w ciągu dwóch tygodni zagrażającej życiu choroby, której mój lekarz i ja nie byliśmy w stanie powstrzymać podczas czteroletniej walki. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że nie będę pediatrą i obawiałam się, że już nigdy nie będę pracować. Nie mogłam też poradzić sobie z przerażeniem związanym z publicznym upokorzeniem, które na pewno towarzyszyło utracie pracy. W tym momencie po prostu nie mogłam już dłużej walczyć z psychicznym i emocjonalnym bólem mojej ciężkiej depresji.
Więc poszłam na zakupy po broń.
I prawie 6 lat później wciąż czuję jej chłodną gładkość, ciężar i równowagę, kiedy stałam przy sklepowej ladzie trzymając ją w ręku. To było niezwykle pocieszające: W końcu mogłem zakończyć swoje cierpienie.
Zdecydowałem się jednak odłożyć broń i wyjść do swojego samochodu. Siedziałem tam 10 minut, debatując, czy kupić broń, czy nie. Powiedziałam sobie: „OK, Betty, to jest to. Jeśli ją kupisz, zginiesz dziś wieczorem. Jeśli jej nie kupisz, pójdziesz do szpitala.”
Obawiałam się piętna przyjęcia na oddział psychiatryczny tak samo, jak zwolnienia z pracy. Nie mogłem jednak dłużej znieść życia w dotychczasowej formie. Pragnąłem umrzeć. Błagałem nawet Boga, by zabrał mnie do nieba, bym mógł być z Nim. Ale zamiast tego powiedziałem: „Spróbuję jeszcze raz”. Odjechałem płacząc. Płakałem nie z ulgi, ale z agonii kompletnej rozpaczy, ponieważ właśnie odmówiłem sobie jedynego sposobu, jaki widziałem, aby powstrzymać mój ból.
Żyję teraz tylko dlatego, że dwa miesiące wcześniej mój ojciec stanął przed moim samochodem i odmówił mi wyjścia z domu, dopóki nie obiecałem, że się nie zabiję. Jakimś cudem tamtego dnia na parkingu sklepu z bronią udało mi się jeszcze raz spróbować dotrzymać tej obietnicy.
Obezwładniający wróg
Depresja jest przytłaczająca, obezwładniająca i miażdży swoją ofiarę. Następnym razem może mi się nie udać jej pokonać. Pogrążałem się w rozpaczy i beznadziei więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć. Jak dotąd nie popełniłam samobójstwa, ale wiele razy balansowałam na krawędzi. Myślę, że depresja może mnie kiedyś zabić.
Dla ludzi takich jak ja, którzy poważnie rozważali samobójstwo, a nawet tęsknili za nim, samobójstwo nie jest jakimś przerażającym, przerażającym pomysłem. Kiedy jesteśmy w depresji, jest ona jak stary przyjaciel, którego jeszcze nie poznaliśmy, a dla wielu z nas wydaje się być mostem do domu, do Boga. Oto jak niebezpieczna i uwodzicielska może być depresja.
Gdy jesteśmy w depresji, to nasze irracjonalne (lub nieracjonalne i nieprawdziwe), ale nieuchronne myśli mogą nas zabić. Całkowicie okaleczają one nasze normalne procesy myślowe i niszczą nasze dobre samopoczucie. Kiedy nasza depresja jest naprawdę ciężka, doprowadzają nas do samobójstwa.
Gdy miałem ciężką depresję, zaciekle bombardowałem się nieprawdziwymi oskarżeniami. Nieustannie wmawiałam sobie, że jestem głupia, bezwartościowa, niekompetentna i niekochana. Moja nienawiść do samej siebie stawała się coraz silniejsza. Wierzyłam, że moja depresja będzie trwała wiecznie, bez końca i że nie ma dla niej ratunku w żadnym momencie i w żaden sposób. Czułam się całkowicie samotna. Byłam przekonana, że nikt mnie nie chce i że zrujnowałam nie tylko swoje życie, ale także życie wszystkich, którym na mnie zależało, samą swoją obecnością. Czułem się przytłaczająco winny, ponieważ mocno wierzyłem, że moje dalsze życie pozbawiło jakąś inną, bardziej wartościową osobę pracy, pieniędzy i schronienia.
Osoby w ciężkiej depresji wyrastają w przekonaniu ponad wszelką wątpliwość, że naszym rodzinom byłoby lepiej, gdybyśmy byli martwi. Wierzymy, że tylko przez samobójstwo możemy pomóc im uratować resztki ich życia, których jeszcze nie zniszczyliśmy, nawet jeśli w rzeczywistości nie zrobiliśmy nic, co mogłoby ich skrzywdzić lub kogokolwiek innego.
Wierzyłem, że każdy czuł i myślał w ten sposób do pewnego stopnia. Kiedyś wyjaśniłem to jednemu z przyjaciół, współczującemu i niezwykle inteligentnemu lekarzowi. Spojrzał na mnie ze zdumieniem i powiedział: „Wiesz, prawda, jak zupełnie obce jest dla mnie wszystko, co właśnie powiedziałeś?”
W rzeczywistości, nauczenie się tego było dla mnie prawdziwym otwieraczem oczu, „momentem z żarówką.”
Ci, którzy nie mają depresji, nie zdają sobie sprawy, że istnieje ogromna różnica między ich samopoczuciem, a moim byciem w depresji. Mój brat powiedział mi: „Ja też mam depresję; po prostu musisz robić to, co ja – stawiać jedną nogę przed drugą i iść dalej”. A moja siostra powiedziała do mnie: „Twoje życie jest w porządku! Nie ma żadnego ziemskiego powodu, dla którego miałabyś być w depresji, więc po prostu musisz się z tego otrząsnąć i iść dalej!”Ludzie nie wiedzą, jak rozmawiać o depresji
Moi partnerzy widzieli, jak zmagam się z depresją lata wcześniej, kiedy mój mąż spędził 3 miesiące w szpitalu poza miastem, a ja pracowałam do 60 godzin tygodniowo 160 mil stąd. Na szczęście wyleczyłam się z tego epizodu i byłam zdrowa aż do śmierci mojego męża 8 lat później.
Trzy miesiące przed tym, jak trafiłam do szpitala z ciężką depresją, w końcu powiedziałam moim partnerom, że znów mam problemy. Nikt nie powiedział ani słowa. Wszyscy patrzyli gdziekolwiek, byle nie na mnie. Potem ktoś zmienił temat. Nikt nie powiedział do mnie ani jednego słowa po tym, jak wyznałam to, co uważałam za wstydliwy sekret. Czułam się całkowicie odrzucona.
Moi partnerzy byli porządnymi, troskliwymi ludźmi i współczującymi lekarzami. Ale ludzie bez depresji nie wiedzą, jak powiedzieć nam, że ich prawda jest drastycznie różna od naszej. … że nasza depresja się poprawi … i że chcą i potrzebują nas w swoim życiu. Nawet lekarze cierpiący na depresję i ich koledzy często nie wiedzą, co powiedzieć sobie nawzajem.
Jak rozmawiać o depresji
o Ludzie z depresją potrzebują kogoś, kto przemówi, kiedy my nie możemy, zwłaszcza aby wyjaśnić naszą chorobę naszym bliskim. Większość z nas jest zbyt przestraszona i zawstydzona, by o tym mówić. Jeśli nie nauczymy się, jak otwarcie mówić o depresji, piętno pozostanie, a ludzie, którzy potrzebują leczenia, nadal będą go unikać.
o Jeśli cierpisz na depresję, powiedz o tym komuś, komu możesz zaufać i poszukaj profesjonalnej pomocy. Jest ona dostępna i może pomóc. Depresja nie musi trwać wiecznie; z czasem i dzięki leczeniu naprawdę można wyzdrowieć.
o Jeśli ktoś, na kim Ci zależy, ma depresję, powiedz mu, że Ci na nim zależy, że go kochasz i że chcesz go zrozumieć i pomóc. Powiedz jej, jak bardzo jest dla ciebie ważna i co w niej podziwiasz. Powiedz mu, że chcesz i potrzebujesz go w swoim życiu, i że wszystko się poprawi. Poproś ją, aby wytrwała do czasu, aż tak się stanie. Błagaj go, aby obiecał, że nie zrobi nic, co mogłoby mu zaszkodzić, że nie popełni samobójstwa.
Możesz uratować życie kogoś, kogo kochasz.

Ten artykuł został pierwotnie opublikowany online 4/3/2014.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.