Jedną z niewielu korzyści z prezydentury Trumpa jest dobrodziejstwo, jakim była dla satyry politycznej. Z pewnością pomogło to Trevorowi Noah, wprowadzonemu na rynek jako „globalna” postać mieszanej rasy, która ma zastąpić uwielbianego Jona Stewarta, odnaleźć swój rytm. Powtarzający się w komiksie południowoafrykański skecz Trumpa jako afrykańskiego dyktatora wymaga dalszego komentarza, ponieważ wskazuje na pewne większe sposoby postrzegania w amerykańskiej sferze publicznej, zarówno liberalne, jak i konserwatywne, które leżą u podstaw koncepcji „Trzeciego Świata” jako przyszłości rozpadającego się supermocarstwa.

Dla Noah, Trump jest „idealnym afrykańskim prezydentem” – to monidło, które szybko zmienia się w „afrykańskiego dyktatora”, gdy The Daily Show przeplata materiał z przemówień Trumpa z kampanii w październiku 2016 roku z przemówieniami Idi Amina, Jacoba Zumy, Yahya Jammeha, Roberta Mugabe i Muammara Kaddafiego. Dowody na systemową korupcję, skandale rodzinne, autorytaryzm, ksenofobię i pogardę dla migrantów oraz zarzuty o napaść seksualną łączą Trumpa z najbardziej represyjnymi i wyuzdanymi dyktatorami na kontynencie afrykańskim. Dziwaczne wypowiedzi Trumpa na temat autyzmu i szczepionek łączą się na przykład z twierdzeniem gambijskiego prezydenta Jammeha, że bananami można wyleczyć AIDS, a pełne samouwielbienia przemówienia Trumpa są dosłownym powtórzeniem wypowiedzi Amina, Mugabe czy Kaddafiego. Noah kończy żart puentą, że w 2008 roku Ameryka wybrała swojego pierwszego czarnego prezydenta, a w 2016 roku była gotowa wybrać pierwszego prawdziwie afrykańskiego1.

Noah powraca do dowcipu po wyborach, przyznając, że jest teraz winien afrykańskim dyktatorom przeprosiny za to porównanie, i oferując przedłużone porównanie Trumpa do Zumy, nazywając tych dwóch „braćmi z innej matki „2. Połączeni przez ich faux-populizm, wiejskie wsparcie, skorumpowane rodziny i groźby nałożenia kagańca na media i zastraszenia przeciwników politycznych, Zuma i Trump jawią się jako ponure dopełnienie obietnicy oznaczonej przez Nelsona Mandelę i Baracka Obamę. Nawołując swoją amerykańską publiczność do uznania, że jej możliwa przyszłość leży w Trzecim Świecie, Noah jednocześnie podważa znane twierdzenia o wyjątkowości amerykańskiej demokracji i normalizuje skojarzenie Afryki z polityczną porażką i systemową dysfunkcją.

W podobny sposób powszechny meme „problemów pierwszego świata”, do którego odnosi się mój tytuł, jednocześnie uznaje przywileje i jeszcze bardziej je cementuje. Utrwalając rasistowską koncepcję trzech światów i zapominając o utopijnych politycznych solidarnościach, które zrodziły koncepcję Trzeciego Świata, świadoma samokrytyka, jaką prezentuje ten mem, podważa jego fasadę pełną dobrych intencji. Od czasu wyborów i przez całą kampanię takie stwierdzenia, że upadek Stanów Zjednoczonych jako supermocarstwa czyni z nich kraj „Trzeciego Świata” lub „Republikę Bananową”, stały się wszechobecne w mainstreamowych publikacjach, także w poważnym rejestrze. Dla wielu dziennikarzy, naukowców, byłych dyplomatów i analityków polityki, „jeśli istnieje jeden wyraźny rezultat tych wyborów prezydenckich, to jest nim to, że Stany Zjednoczone stały się krajem trzeciego świata „3 . Takie twierdzenia z konieczności tworzą poczucie „przed” i „po” – zakładając, jak to ujął Chris Arnade, że był kiedyś czas, kiedy „dla reszty świata jesteśmy złotą, świecącą nadzieją. Jesteśmy miejscem, do którego przybywają ludzie uciekający przed dysfunkcją. Jesteśmy bezpieczną przystanią dla wszystkich ludzi, którzy dorastali w krajach trzeciego świata, którzy chcieli miejsca bez nierówności, bez cynizmu, bez gniewu, bez przemocy. My nim jesteśmy.” Arnade martwi się, że „dzięki tym wyborom, ten kraj czuje się bardziej jak Meksyk, albo Brazylia, Nigeria, czy Wenezuela. Jak to, co kiedyś było nazywane krajem trzeciego świata” (The Medium, 5 października 2016). Philip Kotler podobnie obawia się, że jeśli Stany Zjednoczone dołączą do „reszty krajów Trzeciego Świata” i staną się „kolejną Republiką Bananową”, to czasy, kiedy „cały świat” podziwiał Stany Zjednoczone, strażnika „pokoju i porządku na świecie”, mogą już nigdy nie powrócić (Huffington Post, 20 marca 2017).

To, że jest to poważnie amnezjowa wersja amerykańskiej i globalnej historii, nie ulega wątpliwości. Nie jest ona również świadoma pochodzenia idei trzeciej drogi, niezaangażowanej ani z NATO, ani z bloku komunistycznego.4 Jak…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.