Może być dużo (pół-sadystycznej) zabawy w oglądaniu kogoś, kto ma złą podróż, i może być dużo (wspólnej) zabawy w słuchaniu celebrytów wspominających o złych podróżach, które przeżyli w przeszłości, ale ogólnie jest to męczące, aby usiąść i zrobić jedną z tych rzeczy przez więcej niż godzinę. Ten smutny fakt okazuje się być problemem nie do pokonania dla „Have a Good Trip” Donicka Cary’ego: Adventures in Psychedelics”, irytującego dokumentu Netflixa, który jest tak naładowany własną energią, że zaczyna dostrzegać rzeczy, których nie ma – mianowicie wartość rozrywkową w oglądaniu grupy sławnych ludzi opowiadających wymienne historie o widzeniu poruszających się dywanów lub cokolwiek innego.

Chcesz usłyszeć, jak Sting opowiada o czasie, kiedy zjadł trochę suszonego pejotlu, wzniósł się wyżej niż nuty w refrenie „Roxanne”, a potem oglądał Kometę Halleya ze szczytu góry, podczas gdy ktoś rozsmarował krew jelenia na jego twarzy? Oczywiście, że tak. Chcesz, żeby A$AP Rocky uraczył cię opowieścią o tym, jak uprawiał seks na grzybkach i wytrysnął całym spektrum światła („Nie mam pojęcia, dlaczego z mojego kutasa wyszła tęcza; ja nawet nie lubię tęczy”). You’re only human.

But in much the same way as your ego might dissolve into the universe after dropping some good acid, all of these personal accounts soon blend together into a generic swirl of shared memories, and the film’s efforts to offset that problem only end up making it worse. Jak większość złych wypadów, dokument Cary’ego jest ostatecznie nieszkodliwy. I jak większość złych podróży, zdajesz sobie sprawę, że coś poszło nie tak już po kilku minutach, a potem zaczynasz wariować, że to się nigdy nie skończy.

Popularny w IndieWire

Pozycjonując się jako żartobliwy głos sprzeciwu wobec rodzaju strachliwych PSA, które pomogły uczynić psychodeliki tabu w amerykańskiej podświadomości, „Have a Good Trip” nigdy nie próbuje ukryć lub złagodzić swojej pro-LSD agendy. Podczas gdy zdecydowana większość filmu poświęcona jest celebrytom uderzającym głowami o drzwi percepcji, a cała sprawa rozpadłaby się, gdyby tematy Cary’ego były tylko trochę mniej sławne, film jest rzekomo przeznaczony do promowania rozszerzających umysł możliwości psylocybiny i jej przyjaciół – do promowania idei, że doświadczenia poza ciałem mogą zwiększyć zrozumienie siebie, wyjaśnić nasze relacje z planetą, a nawet pomóc w leczeniu zaburzeń lękowych i uzależnień od narkotyków.

Początkując rzeczy z połowicznie spartaczonym urządzeniem kadrowania, które próbuje rozdzielić różnicę między różnymi trybami filmu, „Have a Good Trip” wprowadza Nicka Offermana jako rodzaj naukowca pokrytego laboratorium, który mógłby pojawić się na początku specjalności po szkole i powiedzieć swojej nastoletniej publiczności, że pojedyncza dawka LSD pozostawi ich trwale szalonych. „Nie zrozumcie mnie źle, narkotyki mogą być niebezpieczne”, mówi nam. „Ale mogą być też przezabawne”. Przy dokumencie tak szybko pokazującym swoje prawdziwe oblicze, okazjonalne wstawki w stylu Deepaka Chopry czy profesora psychiatrii z UCLA, dr Charlesa Grob’a, są niczym więcej jak tanimi chwytami na legitymizację.

„Have a Good Trip” jest mniej udany jako film edukacyjny niż jako film reedukacyjny; widzowie nie dowiedzą się niczego o wpływie psychodelików na umysł i ciało, ale każdy, kto nie ma doświadczenia z pierwszej ręki, może stopniowo oduczyć się tego, czego go nauczono. Poszczególne historie nie składają się na wiele, ale fakt, że wszystkie te sławy były w stanie stanąć na nogi po dość ciężkich przeżyciach, cóż, może być w tym jakaś lekcja.

A Cary robi, co może, aby ożywić te lekcje, nawet jeśli może się wydawać, że sam jeszcze nie wyniósł z nich żadnej mądrości. Case in point: Po tym, jak kilka gadających głów wyśmiewa sposób, w jaki filmy zawsze przedstawiały kwasowe wycieczki (np. obiektywy typu rybie oko, przesycone kolory, itp.), Cary decyduje się zilustrować wspomnienia swojego rozmówcy rodzajem dziwacznej animacji, która wydaje się równie banalna, jak wszystko inne; może trudno konkurować z „Fear and Loathing in Las Vegas”, ale nawet „Booksmart” zrobił to lepiej.

Cary radzi sobie lepiej, gdy polega na talentach swojej obsady – jeśli większość twoich tematów wywiadów to komicy, równie dobrze możesz z nich skorzystać. W jednej z zabawnych sekwencji filmu, Adam DeVine wciela się w młodego Anthony’ego Bourdaina, który wpada w paranoję, kiedy myślał, że zabił ładną autostopowiczkę (pojawia się również Carrie Fisher, która tchnęła nowe życie w dokument, który od jakiegoś czasu zbiera kurz). Gdzie indziej, Paul Scheer i Rob Corddry grają siebie nawzajem w swoich podróżach, podczas gdy Nick Kroll – wierny obietnicy Offermana – przezabawnie odtwarza czas, kiedy naćpał się na plaży i stał się jednym z kelpem.

Najbardziej rozległy gag jest fałszywy po szkole specjalne prowadzone przez Adama Scotta, a gwiazdą Riki Lindhome, Haley Joel Osment, Ron Funches, i Maya Erskine jako niewinnych uczniów szkoły średniej, którzy się rówieśnicy naciskani do robienia wystarczająco dużo narkotyków, aby zabić słonia. Parodia jest zbyt nieświeża, by usprawiedliwić to, jak często Cary do niej wraca, ale rozwija się do serii gagów, które są prawie na tyle zabawne, że długi spacer wydaje się warty zachodu.

Do tego momentu, jednak większość ludzi będzie już porzucić ten dokument na rzecz jakiejś innej taryfy streamingowej; być może „Never Have I Ever” lub „Too Hot to Handle”, dwa ostatnie Netflix Originals, które są odpowiednio zabawniejsze i bardziej halucynacyjne niż „Have a Good Trip” pod każdym względem. Jest mnóstwo miejsca na film, który próbuje zdestygmatyzować psychodeliki – zwłaszcza taki, który argumentuje osobistym doświadczeniem i ma na tyle przytomności umysłu, aby utrzymać, że te narkotyki nie są dla wszystkich – ale ten slapdash wysiłek poważnie przecenia wartość (rozrywkową lub inną) w słuchaniu sławnych ludzi mówiących o gapieniu się na swoje ręce.

Nie pomaga to, że niektóre z anegdot są prawie zbyt interesujące: Relacja Rosie Perez o tym, jak LSD uwolniło ją od katolickiego poczucia winy, jest tak bogata, że chciałoby się, aby Cary poświęcił jej cały odcinek programu, w przeciwieństwie do wciśnięcia jej do przepełnionego 80-minutowego dokumentu, który wydaje się tak długi, że czas i przestrzeń stapiają się ze sobą bez jakiegokolwiek wzmocnienia narkotykowego. „Życie jest podróżą”, twierdzi Chopra, a psychodeliki mogą pomóc w lepszej jeździe. Ale nie ma nic, co ten niezapomniany dokument mógłby ci dać, czego nie dałaby ci jedna tabletka LSD.

Grade: C-

„Have a Good Trip” będzie dostępny do streamingu na Netflixie od poniedziałku, 11 maja

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.