„…zwróćmy się do wspaniałego dialektycznego dowcipu w „Ninoczce” Lubitscha: bohater odwiedza kawiarnię i zamawia kawę bez śmietanki; kelner odpowiada: 'Przykro mi, ale skończyła się nam śmietanka. Czy mogę przynieść panu kawę bez mleka?”. W obu przypadkach klient dostaje samą kawę, ale tej Jednej-Kawie za każdym razem towarzyszy inna negacja, najpierw kawa-bez-śmietanki, potem kawa-bez-mleka.”
– Slavoj Zizek, Zizek’s Jokes (MIT Press, 2014), 47
Dużo myślałem ostatnio o koncepcji, która jest mocno obecna w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich i kulturze mormońskiej: dyskurs „jedynego prawdziwego kościoła”, jego historia i to, czy powinien być dalej rozwijany, czy też należy z niego całkowicie zrezygnować, jeśli Kościół Świętych w Dniach Ostatnich chce nadal zaspokajać potrzeby swoich członków w nadchodzących dekadach. Jest to temat, z którym zmagam się od lat, mniej więcej od 2011 lub 2012 roku podczas „kryzysu wiary” lub „przemiany wiary”, i od tego czasu ciągle powracam do tego pomysłu, nigdy nie czując się z nim komfortowo i nie znajdując dla niego większego zastosowania.
Jednakże wielu Świętych w Dniach Ostatnich wywodzi dość silną tożsamość religijną z tej idei, co sprawia, że trudno jest ją po prostu zignorować. W pierwszą niedzielę każdego miesiąca, członkowie Kościoła Świętych w Dniach Ostatnich, z własnej inicjatywy, zajmują kazalnicę w swoim lokalnym okręgu i dzielą się swoim świadectwem o Jezusie, Piśmie Świętym lub samym Kościele Świętych w Dniach Ostatnich – „Wiem, że ten kościół jest prawdziwy” lub „Wiem, że to jest jedyny prawdziwy i żywy kościół Boga na ziemi dzisiaj”. Napisałem już sporo na ten temat w innym miejscu – różne sposoby, w jakie mormońskie koncepcje kapłaństwa, zbawienia i prawdy wydają się zbyt złożone, aby można je było sformułować w tak uproszczony sposób. Jednak jeszcze nigdy nie odniosłem się bezpośrednio do retoryki „jedynego prawdziwego i żyjącego Kościoła”.
Niedawno mój tata opowiedział mi o jednej z podróży do Korei, którą odbył kilka lat temu (pojechał tam kilka razy ze szkołą sztuk walki, do której wtedy uczęszczaliśmy). Tym razem, on i jego grupa spędzili trochę czasu w buddyjskiej świątyni w górach. Wspomniał, że jeden z mnichów z sąsiedniej świątyni przyszedł i odwiedzał grupę mojego taty przez około półtorej godziny, ucząc ich różnych ćwiczeń medytacyjnych. Pod koniec naszej rozmowy opowiedział mi, jak zauważył, że buddyści, których spotkał w Korei (i ogólnie w południowo-wschodniej Azji) nie wydawali się myśleć o sobie tylko jako o „tym” lub tylko „tamtym”; że nie myśleli w kategoriach tego, co w naszej rozmowie nazywaliśmy „denominacjami”. Wspomniałem, że było to dla mnie bardzo dziwne, ale odświeżające, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z religiami Wschodu, zwłaszcza pochodząc z Kościoła, w którym „jedyny prawdziwy i żywy Kościół” jest wyrażeniem, z którego wielu Świętych w Dniach Ostatnich czerpie silne poczucie tożsamości. Różnica w myśleniu międzyreligijnym zaintrygowała nas oboje: dla mnichów, których odwiedzał mój tata (jak i dla innych), nie trzeba być buddystą, aby czerpać korzyści z buddyzmu lub zbliżyć się do tego, co uważa on za cel ludzkiego życia. Dla nich nie było żadnej różnicy czy był buddystą czy mormonem, powiedział mi mój tata.
Istnieje długa historia dyskusji na temat tego, czy pojęcie „religii” może być niczym więcej niż tylko unikalnie nowoczesną zachodnią ideą, a tym samym narzuceniem światopoglądu rdzennych ludów spoza zachodniego zeitgeist. Starożytni Egipcjanie, na przykład, nie mieli słowa na określenie religii. To nie znaczy, że starożytny Egipt był bastionem pluralizmu, tylko, że dla nich ich światopogląd nie był jedną z prawdopodobnych alternatyw, ale jednym ze sposobów opisania wspólnej rzeczywistości, którą wierzyli, że wszystkie ludy próbują opisać tak samo.
Na przykład, w swoim podręczniku na temat egipskich hieroglifów, James P. Allen pisze:
„Chociaż Egipcjanie rozpoznawali większość naturalnych i społecznych zjawisk jako oddzielne siły boskie, zdawali sobie również sprawę, że wiele z nich było wzajemnie powiązanych i mogło być również rozumiane jako różne aspekty jednej siły boskiej. Ta realizacja jest wyrażona w praktyce znanej jako „synkretyzm”, łączenie kilku bogów w jednego. Słońce, na przykład, może być postrzegane nie tylko jako fizyczne źródło ciepła i światła (Re), ale także jako siła rządząca naturą (Horus), której pojawienie się o świcie z Akhet … sprawia, że wszelkie życie jest możliwe – postrzeganie to ucieleśnia połączony bóg … rë-oerw-æãtj Re-Harakhti (Słońce Horus z Akhet …). Tendencja do synkretyzmu widoczna jest we wszystkich okresach historii Egiptu. Wyjaśnia ona nie tylko łączenie różnych egipskich bogów, ale także łatwość, z jaką Egipcjanie przyjmowali obce bóstwa, takie jak Baal i Astarte, do swojego panteonu, jako różne formy swoich własnych znanych bogów.”
– Allen, Middle Egyptian: An Introduction to the Language and Culture of Hieroglyphs, 3rd ed. (Cambridge University Press, 2014), 55-56
Dodatkowo, w wywiadzie z końca lat 70-tych, H. Odera Oruka opisał lud Luo z Afryki jako mający dość synkretyczny pogląd na religię przed przybyciem Europejczyków:
„Dawno temu nie było żadnych wyznań ani frakcji w sprawach religii. Luo uważali Nyasaye (Boga) za wszechobecnego. Ludzie zwracali się do Niego o pomoc na wszelkie sposoby. Na przykład osoba idąca na wojnę zwracała się do Nyasaye, aby pomógł jej pokonać wroga. Gdy zwyciężał, dochodził do wniosku, że to wszystko dzięki przychylnemu usposobieniu Nyasaye. Interesujące jest to, że pokonany również oczekiwał pomocy tego samego Nyasaye. Teraz, gdy pacjent wyzdrowiał z choroby, uznał pomoc Nyasaye. Wierzył również, że istnieje, dodatkowo, element szczęścia, ale że to Nyasaye, który przyniósł szczęście jego sposób.
„Ludzie uznawali Nyasaye i tak, kiedy wstał rano patrzyli na wang chieng’ (twarz słońca), dla Boga był uważany za rezydującego tam, jak można oczekiwać mieszkańca domu. Wierzono więc, że słońce jest w stanie pełnić rolę pośrednika między ludźmi a Bogiem. Tak, ludzie pokazywać the palma ich ręka the twarz the słońce w błaganie. Teraz, gdy słońce zachodziło na zachodzie, ludzie patrzyli prosto na nie, mówiąc: „Ustaw się dobrze, aby nie spotkała nas żadna zła rzecz”. W tym okresie religia nie była rozdrobniona, więc nie było żadnych wyznań ani odłamów. Ludzie uznawali jednego Nyasaye, co moim zdaniem jest właściwą postawą.”
Wiele filozoficznej kariery Odera Oruka spędził próbując wyartykułować to, co uważał za unikalnie afrykańską filozofię, co oznacza, że jego pogląd nie ma być prostym przeniesieniem europejskich tendencji do afrykańskich światopoglądów. Na przykład, zapytany o to, jak jego zdaniem „Bóg Luo” odnosił się do „Boga” Europejczyków i jak to się miało do ich koncepcji „denominacji” (dini), Odera Oruka odpowiedział:
„To przybycie europejskich misjonarzy wprowadziło element fragmentacji do religii. Niezależnie od tego, europejska koncepcja Boga i nasza własna koncepcja jest w zasadzie taka sama, ponieważ istnieje tylko jeden Bóg, jeśli jest Bóg, i jest Bóg. Chociaż Luo uznawali jednego Nyasaye, mylili się sądząc, że ich Bóg (Nyasaye) jest inny niż Bóg Europejczyków. Tak więc w wyniku tego niespójnego myślenia wśród Luo doszło do sytuacji, w której inne plemiona uważały, że one również mają swojego Boga. Jest to całkowita pomyłka. Mogę to całkiem prosto wykazać, wskazując na dość prozaiczny fakt, że natura jest jednolita. Istnienie wielu bogów spowodowałoby ciągnięcie wszechświata w różnych kierunkach: to załatwia wszelką możliwość istnienia panteonu bogów.”
– I Am Because We Are: Readings in Africana Philosophy, eds. Fred Lee Hord (Mzee Hasana Okpara), Jonathan Scott Lee (University of Massachusetts Press, 2016), 43-44
On a related note, the Book of Mormon – a narrative about Native Americans of the ancient world (the Nephites and the Lamanites) – describes the resurrected and ascended Christ visiting these Nephites and Lamanites to share his teachings directly. Po odejściu Jezusa, niegdyś skłóceni Nefici i Lamanici tworzą utopijne społeczeństwo, w którym „nie było rabusiów, ani morderców”; i, podobnie jak w opisie Odera Oruka dotyczącym Luo, „nie było Lamanitów, ani żadnego rodzaju -itów, lecz byli oni w jednym, dziećmi Chrystusa i dziedzicami królestwa Bożego” (4 Nefi 1:17).
Po śmierci Smitha stało się jasne, że nie pozostawił on żadnych łatwo rozpoznawalnych środków wyboru następcy, co doprowadziło do kryzysu sukcesyjnego, który zaowocował powstaniem dwóch największych zachowanych do dziś denominacji ruchu mormońskiego: Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich i Wspólnota Chrystusowa (dawniej Zreorganizowany Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich). W centrum tej schizmy, można powiedzieć, byli Brigham Young z jednej strony (który zastąpił Smitha w Kościele LDS), a z drugiej strony pierwsza żona Smitha, Emma, i ich syn Joseph Smith III (który zastąpił swojego ojca w Kościele RLDS). Zarówno Kościół LDS, jak i Kościół RLDS (zanim stał się Wspólnotą Chrystusa) miały silne poczucie tożsamości z oryginalnym ruchem i wizją Józefa Smitha, a zatem obie organizacje rościły sobie prawo do wyłącznej sukcesji po swoim założycielu. Były to oczywiście sprzeczne roszczenia i chociaż Community of Christ zasadniczo porzuciła koncepcję bycia „jedynym prawdziwym i żyjącym kościołem”, Kościół LDS nie. Badania wykazują, że publiczne głoszenie stanowiska powoduje, że człowiek trzyma się go o wiele bardziej uparcie niż gdyby trzymał się go prywatnie, czasami nawet jako próbę rozwiązania dysonansu poznawczego; dodanie do tego równania prześladowań lub konfliktów (szczególnie prześladowań i konfliktów religijnych) tylko zaostrza sprawę. Choć zostało to już powiedziane wcześniej, warto to powtórzyć: żaden początkujący ruch religijny nigdy nie przetrwał swoich wczesnych lat, chyba że był prześladowany na tyle, aby zainspirować swoich przywódców i wyznawców do trzymania się swoich poglądów z jeszcze większą pasją, ale nie na tyle, aby ruch został zniszczony (jak katarzy).
Jednakże, konflikt pomiędzy Kościołem LDS i Kościołem RLDS w poprzednim wieku może nie być jedynym bodźcem dla tendencji ekskluzywistycznych w tym pierwszym. Na przykład, można zauważyć, że niepokój o tożsamość i wpływy nigdy nie opuścił Brighama Younga z dróg, którymi jego administracja i ci, którzy po niej nastąpili, prowadzili Kościół Jezusa Chrystusa i terytorium Utah. Wystarczy spojrzeć na reformację mormońską w latach 1856-1857 lub na wydarzenia, które do niej doprowadziły, aby dostrzec niepokojące sposoby, w jakie Young próbował uzasadnić swoje twierdzenie, że jest prawowitym następcą Józefa Smitha. Józef III nie założył Kościoła RLDS aż do 1860 roku, ale nie był jedynym konkurentem w próżni, którą pozostawił po sobie jego ojciec. Inne wyznania mormońskie – te prowadzone przez Sidneya Rigdona, Jamesa Stranga czy Alpheusa Cutlera, by wymienić tylko kilka – stanowiły pozorne zagrożenie dla prób potwierdzenia autorytetu Younga, podobnie jak wiele innych wyznań mormońskich, które odłączyły się od ruchu Brighamitów w mormonizmie. Reformacja mormońska i otaczająca ją epoka to czas naznaczony ogromną przemocą, nasileniem patriarchatu, wejściem zinstytucjonalizowanego rasizmu i konfliktem międzynarodowym, w którego centrum znajdował się Brigham Young, próbujący założyć królestwo, które miałoby być następcą królestwa Józefa Smitha, a jednocześnie bronić swoich roszczeń do władzy przed konkurentami. Ta epoka może być prawdopodobnym kandydatem, jeśli ktoś szuka momentu historycznego, w którym bardziej ekumeniczna i pluralistyczna reformacja Smitha pod koniec jego życia została ponownie zastąpiona przez jego poprzednią, bardziej ekskluzywną eklezjologię.
Jednakże w miarę jak mormonizm wkracza w XXI wiek, pojawiają się liczne pytania, a także liczne zaproszenia do kontynuowania ewolucji i rozwoju zarówno jako instytucja, jak i kultura. Wśród nich twierdzenia o wyłączności autorytetu, prawdy czy zbawienia stanowią jedną z kwestii, którą współcześni mormoni próbują rozwiązać – i nie bez precedensu. Liczni przywódcy Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich wydali podobnie ekumeniczne, egalitarne oświadczenia, które wydają się być zbieżne ze zdecentralizowaną eklezjologią, którą Smith próbował wprowadzić w życie pod koniec swojego życia.
Wraz z pojawieniem się i szybkim rozwojem Internetu w ogólności i mediów społecznościowych w szczególności, ludzie otrzymują o wiele bardziej panoramiczny, wyjątkowo bardziej szczegółowy widok świata i jego różnych narodów i kultur, niż nasi przodkowie kiedykolwiek otrzymali. Jednak w sytuacji, gdy świat jest w ciągłej i bliskiej komunikacji, nie można dłużej ignorować grup mniejszościowych i ich punktów widzenia. Mormonizm, jak każda tradycja religijna we współczesnym świecie, przeżywa destabilizację liczby członków, szczególnie wśród młodzieży. Część przyczyny pokoleniowego wzrostu liczby młodych ludzi odłączających się od religii swojego dzieciństwa może mieć wiele wspólnego ze skrzyżowaniem Internetu/mediów społecznościowych i ekspansji tego, co nazywane jest „pokazami zwiększającymi wiarygodność”
Aby zająć się tym, co nazywają „Problemem Zeusa” – pytaniem, dlaczego Grecy czcili Zeusa, a nie bogów sąsiednich kultur, z którymi mieli kontakt, lub dlaczego my dzisiaj nie czcimy Zeusa – Will M. Gervais i Joseph Henrich sugerują, że czynnikiem decydującym o tym, dlaczego ludzie decydują się wierzyć w określone idee religijne lub pozostają wierni określonym tradycjom, a nie innym, nie jest treść tych idei lub tradycji, ale kontekst, w którym ludzie żyją. Wykazano, że to przyciąganie do określonych idei i tradycji w przeciwieństwie do innych jest ułatwione, przynajmniej częściowo, przez koncepcję stworzoną przez Henricha: przejawy zwiększające wiarygodność (lub CrEDs). Koncepcja ta zaczyna się od tego, że ludzie są mimetyczni, naśladując najbardziej bezpośrednich członków swojego społeczeństwa; jednakże, jak wskazuje problem Zeusa, nie wszystkie zachowania są przejmowane, co sugeruje istnienie mechanizmu filtrującego pomiędzy obserwującym podmiotem mimetycznym a zachowaniami, które widzi w swojej kulturze i społeczeństwie – w tym przypadku są to CrEDy. CrEDs to przypadki, w których jeden jest świadkiem, jak inna osoba cieszy się odrobiną sukcesu lub przynajmniej bezpieczeństwa i ochrony w swoim życiu; kiedy jeden wnika w życie drugiego, może dojść do wniosku, że istnieje związek przyczynowy między sukcesem, bezpieczeństwem i ochroną, jaką cieszy się drugi człowiek, a tradycją, do której ten drugi człowiek należy lub ideami, w które wierzy. Ludzie są istotami naśladowczymi, więc mogą próbować naśladować zachowanie tej osoby (w tym jej zachowanie religijne), aby osiągnąć ten sam sukces, bezpieczeństwo i pewność. W mniejszych, bardziej odizolowanych społecznościach, CrEDy z łatwością doprowadziłyby członków tej społeczności do dominującej ideologii, religii i zachowań społeczności z niewielkimi zakłóceniami. Nawet pewna ilość kontaktów i wymiany międzykulturowej nie jest w stanie zakłócić tego procesu (np. Grecja czci Zeusa, Egipcjanie widzieli swoich bogów we wszystkich innych). Jednakże, jak zauważono powyżej, żywotność CrEDs nie leży w ich treści, ale w ich kontekście; Grecy czczą Zeusa nie dlatego, że Zeus przyznaje specjalne CrEDs, ale dlatego, że ci, którzy noszą CrEDs greckich społeczności również czczą Zeusa.
Zastosowane do współczesnych tradycji religijnych: wydaje się, że jednolita ekspozycja na różne inne kultury, ideologie, idee i tradycje religijne i tym podobne pokazała młodym ludziom, że CrEDs – wyznaczniki sukcesu, bezpieczeństwa i ochrony w życiu – nie są ograniczone do wyznawców tradycji religijnych, w których zostali wychowani, ale w rzeczywistości nie są w ogóle zależne od tych tradycji. Muzułmanin może być tak samo nieszczęśliwy lub szczęśliwy, odnosić takie same sukcesy lub ponosić takie same porażki jak mormon; ateista może cieszyć się tak samo zdrowym lub toksycznym związkiem ze swoim małżonkiem jak hinduista; a buddysta może być tak samo zainteresowany medytacją i czerpać z niej takie same korzyści jak osoba, która nie jest buddystą. Jeśli połączymy to z pozorną rzeczywistością, że ludzie, którzy (zgodnie z psychometrią Wielkiej Piątki) mierzą wysoki poziom Otwartości, są zazwyczaj niechętni zorganizowanym lub instytucjonalnym formom religii, możemy dostrzec dylemat. W tej sytuacji można ulec pokusie podwojenia tendencji ekskluzywistycznych typowych dla kultury mormońskiej: kiedy nie jest się już jedyną dostępną tradycją, a zamiast tego tradycją pośród tradycji, można upierać się, że jest się najlepszą ze wszystkich dostępnych tradycji. Jednak, chociaż ekskluzywizm mógł być użyteczny, kiedy kultura mormońska i Kościół Świętych w Dniach Ostatnich próbowały zdefiniować swoją tożsamość z dala od amerykańskiego społeczeństwa i konkurujących ze sobą denominacji mormońskich, ten punkt widzenia będzie jedynie przeszkadzał obecnym i przyszłym mormonom w prowadzeniu znaczącego i wspólnotowego życia w dzisiejszym i przyszłym świecie. Radykalna fala integracji, włączenia i informacji, która nadeszła z Internetu i mediów społecznościowych, nie jest trendem, który zwolni, a tym bardziej nie zatrzyma się, a już na pewno nie odwróci – będzie raczej postępował i wzrastał wykładniczo. Aby przygotować się na tę przyszłość i już powstające precedensy, kultura mormońska i Kościół Świętych w Dniach Ostatnich muszą zrobić wszystko, co możliwe, aby umożliwić swoim członkom bycie dobrymi obywatelami świata, zamiast polegać na ekskluzywistycznej eklezjologii wcześniejszej, bardziej odizolowanej epoki.
To może być jedno z największych wyzwań stojących dziś przed mormonizmem: czy Kościół Świętych w Dniach Ostatnich rozwinie się w prawdziwie globalną społeczność, która definiuje się przez to, czym jest, czy też cofnie się do odizolowanej społeczności, która definiuje się przez to, czym nie jest.
Jeszcze jedna historia, aby przybliżyć możliwości, jakie przed nami stoją:
„Kiedy Lessing napisał „Nathana Mądrego”, przedstawił dobrą oświeceniową puentę. W odpowiedzi na pytanie Saladyna, muzułmańskiego sułtana Jerozolimy, o to, która wiara jest jedyną prawdziwą religią: chrześcijaństwo, judaizm czy islam, Nathan, mądry żydowski kupiec i dyplomata (u Lessinga Moses Mendelsohn), opowiada sułtanowi przypowieść o trzech pierścieniach (Akt III, sc. 7). Trzej synowie otrzymują identyczne pierścienie, z których jeden ma moc uczynienia swego właściciela ukochanym przez Boga, ale ponieważ żaden z nich nie jest pewien, który z pierścieni ma tę szczególną moc, jedynym sposobem, w jaki każdy z synów może udowodnić, że posiada autentyczny pierścień, jest prowadzenie wzorowego życia etycznego, które uczyni go prawdziwie godnym miłości Boga. Trzy pierścienie reprezentują trzy wielkie religie Księgi, z których wszystkie są równie prawdziwe w oczach Boga.”
– John Caputo, On Religion (Routledge, 2001), 48-49
Teraz – teraz – jest czas, kiedy kultura mormońska i Kościół Świętych w Dniach Ostatnich muszą zadecydować, indywidualnie i zbiorowo, czy będą wzrastać, aby sprostać potrzebom nadchodzących pokoleń, czy też ześlizgną się do annałów starożytnej historii.