Kilka lat temu, po byciu na tym samym reżimie leków na depresję przez kilka lat, powiedziałem mojemu lekarzowi, że chcę spróbować zejść z jednego z moich leków. Brałam trzy w tym momencie i czułam się źle z tym, jak wiele leków brałam. Zapytała, czy któryś z nich powoduje u mnie problemy lub czy czuję, że nie działają. Powiedziałam, że nie, ale że ćwiczę i dobrze się odżywiam i czuję się świetnie, więc może jestem wyleczona! W końcu poszliśmy na kompromis, zmniejszając nieco jeden z moich leków.
Dwa miesiące później, byłem z powrotem w jej biurze, płacząc. Wszystko było świetnie, a teraz wszystko było źle i nie wiedziałam dlaczego. Zapytała, od jak dawna tak się czuję, a ja zgadłem, że od około miesiąca. Zwróciła uwagę, że zmniejszyliśmy dawkę jednego z moich leków na krótko przed tym, jak zaczęłam się źle czuć.
Na początku wybuchnęłam śmiechem: problem miał rozwiązanie; tak mi ulżyło. Ale potem zapytałam ją, czy będę już zawsze na lekach?
Pamiętam, jak uważnie mi się przyglądała. Zapytała, czy ten pomysł mnie denerwuje. Natychmiast odpowiedziałam, że tak. Wtedy ona zapytała dlaczego. Nie miałem od razu odpowiedzi. Może chodziło o pieniądze? Nienawidziłem tego, że utrzymanie mnie przy życiu jest droższe niż w przypadku „normalnych” ludzi. Przytaknęła; to zrozumiałe. Ale czy były jakieś inne powody?”
W końcu powiedziałam: „Chyba czuję się źle? Jakbym był słaby?”
Zapytała, czy myślę, że inni ludzie, którzy biorą leki są słabi. Natychmiast potrząsnąłem głową. Oczywiście, że nie. Więc dlaczego myślałem, że jestem?
***
Pomysł, że ludzie, którzy biorą leki na choroby psychiczne są słabi, wydaje się być zakorzeniony w zinternalizowanym napiętnowaniu społecznym. Wciąż istnieje ten dziwny podział w myśleniu o chorobach psychicznych, gdzie większość społeczeństwa wydaje się odrzucać te choroby jako jakoś mniej „prawdziwe” niż te, które są uważane za „fizyczne”. Ale czy nasze mózgi nie są częścią naszych ciał fizycznych? Jeśli choroba psychiczna uniemożliwia komuś wstanie z łóżka, przejście nawet krótkiego dystansu i prawidłowe odżywianie się, to jak to nie jest dolegliwość fizyczna? To sugeruje założenie, że ponieważ czyjś ból nie jest widoczny, to nie jest prawdziwy.
To jest pomysł osadzony w szeroko podzielanym kawałku w New York Times w ten weekend, zatytułowany „Wiele osób biorących leki przeciwdepresyjne odkrywają, że nie mogą rzucić.” Założeniem artykułu było, że jest coś zasadniczo złego w długotrwałym przyjmowaniu leków, mimo że dla wielu ludzi depresja jest chorobą przewlekłą. (Jak napisali naukowcy w badaniu z 2010 roku, „nawroty są regułą, a u około jednej trzeciej pacjentów dochodzi do rozwoju przewlekłej depresji”). Ale ani razu w artykule nie wspomniano, że odstawienie leków jest częstą przyczyną śmierci wśród osób cierpiących na depresję; że wielu ludzi, kiedy zaczyna czuć się lepiej, zapomina, jak źle się czuli wcześniej, zapomina, że lepsze samopoczucie było wynikiem przyjmowania leków i przestaje je brać; albo że dla wielu ludzi alternatywą dla skutków ubocznych i uzależnienia od antydepresantów lub leków przeciwlękowych, które przyjmują, jest uczucie, co do którego jestem przekonany, że jest gorsze niż śmierć lub sama śmierć.
Problem krótkowzrocznych badań zdrowia psychicznego, że artykuł Times podnosi jest prawdziwy jeden (i został również skierowany przez NPR w 2010 r.). Że długoterminowe badania są drogie i nie w najlepszym interesie firm farmaceutycznych, i że prawie wszystkie badania – nawet badania wykonane w instytucjach akademickich – jest finansowany przez firmy farmaceutyczne jest faktem. Ale są też inne fakty: Mózg jest najbardziej złożonym organem w naszym ciele, i to ma sens, że wciąż jesteśmy na etapach Galileusza naszego zrozumienia go. Choroby psychiczne są poważnie badane jako problem medyczny dopiero od kilku dekad; lekarze i naukowcy muszą się jeszcze wiele nauczyć. Nie wiemy nawet na pewno, że problemy te mają swoje źródło w naszych mózgach, a nie w innym miejscu naszego centralnego układu nerwowego, czy nawet zupełnie innym systemie. Badanie z 2015 roku, na przykład, zasugerowało, że interakcja między jelitami a mózgiem może być „brakującym ogniwem” w naszym rozumieniu depresji.
Z pewnością są ludzie, którzy mogą przyjmować leki przeciwdepresyjne lub przeciwlękowe krótkoterminowo. To frustrujące, że dla tych ludzi jest niewiele opcji w zakresie leków, które mogą być przerwane bez problemu. Ale jest wielu z nas, którzy potrzebują leków na czas nieokreślony, a to, że domyślne przekonanie o lekach jest takie, że mają być stosowane krótkoterminowo, jest niezwykle szkodliwe. To jest stygmatyzujące. Utrwala przekonanie, że przyjmowanie leków oznacza bycie w jakiś sposób słabym. Artykuł w Timesie, na przykład, zawierał taką oto linię: „Długotrwali użytkownicy zgłaszają w wywiadach pełzający niepokój, który jest trudny do zmierzenia: Mówią, że codzienne łykanie pigułek pozostawia ich wątpiącymi we własną odporność.”
Jak to nie jest produkt społecznego napiętnowania? Powszechna mentalność jest taka, że bycie odpowiedzialnym za swoją chorobę jest w jakiś sposób oznaką braku „odporności”, a nie siły i inteligencji.
Dlaczego czcimy cierpienie? Cierpieniu przypisuje się wartość moralną, tak jakby w byciu nieszczęśliwym było coś, co zasługuje na pochwałę. Ale co jest takiego złego w używaniu naszego intelektu – używaniu nauki – aby uczynić nasze życie lepszym, bardziej zdatnym do życia?
Analogią w tej sytuacji jest zazwyczaj cukrzyca. Czy ktoś osądziłby kogoś z cukrzycą za to, że bierze insulinę? Maris Kreizman, która napisała esej Longreads o swoim doświadczeniu dorastania z cukrzycą, popiera tę analogię i powiedziała, że fakt, iż musiała zaakceptować, że jej cukrzyca jest „stanem na całe życie”, pomógł jej pogodzić się z tą samą świadomością dotyczącą jej lęku.
„Nie ma lekarstwa na cukrzycę tuż za rogiem”, powiedziała. „W zeszłym roku zdałam sobie sprawę, że mój niepokój jest taki sam. Wzięłam antydepresanty kilka razy w środku kryzysów, ale to było, kiedy moje życie szło naprawdę dobrze, wyszłam za mąż i czułam się dobrze w mojej karierze, ale nadal czułam się niespokojna jak diabli, że zdałam sobie sprawę, że mój niepokój jest długotrwałą chorobą, tak jak moja cukrzyca.”
Nawet z doświadczeniem dorastania z przewlekłą chorobą czyniąc ją bardziej podatną na długotrwałe leki, zajęło Kreizman trochę czasu, aby zaakceptować, że jej choroba psychiczna była tak samo przewlekła i tak samo prawdziwa jak jej cukrzyca. Tak więc nie bez powodu ci, którzy nie mają takiego doświadczenia, zmagają się z piętnem leczenia chorób psychicznych.
***
Tak jak pogodziłam się z tym, że jestem leczona bezterminowo, lek, który brałam przez około osiem lat, przestał działać. Było to kilka lat po tej rozmowie, opisanej powyżej, z moim psychiatrą. Zamknęłam się w pustym pokoju w biurze, w którym pracowałam, osunęłam się na podłogę w kącie i zadzwoniłam do jednej z moich najbliższych przyjaciółek. Od tygodni codziennie płakałam w drodze do pracy. Przez szlochy próbowałam jej powiedzieć, jak źle się czuję; jak nie czuję, że jestem cokolwiek warta, ani że cokolwiek, co robię, myślę lub mówię, jest cokolwiek warte; i jak bardzo, bardzo się boję.
Słuchała i mruczała pocieszające rzeczy, a potem ostrożnie powiedziała, że od dawna nie słyszała mnie w takim stanie. Ona jest jednym z tych nieocenionych przyjaciół, którzy utrzymują przy życiu ludzi takich jak ja: Potrafi być świadkiem tego rodzaju bólu i nie przestraszyć się ani nie przytłoczyć. Coś, co powiedziała podczas naszej rozmowy, przypomniało mi się. Osiem lat wcześniej, podczas mojej drugiej dużej depresji, powiedziałam mojemu psychiatrze, że wiem, iż wszyscy inni nie czują i nie myślą tego, co ja – że nic się nie liczy, że wszystko jest bez znaczenia albo jeszcze gorzej – ale nie mogę zrozumieć, dlaczego oni nie czują. Mój psychiatra powiedział mi, że duża depresja zmienia logikę twojego mózgu. Kiedy znów poczuję się dobrze, sposób, w jaki myślałem w tamtej chwili, również nie będzie miał już dla mnie sensu.
Zdałem sobie sprawę, że moja logika uległa zmianie. Zadzwoniłem do mojego psychiatry i powiedziałem jej, że jestem całkiem pewien, że moje leki już nie działają. Spędziłem następne kilka miesięcy porządkując moje leki i desperacko walcząc, by pozostać przy życiu, czując się jak opętany przez coś, co chce mnie zabić. Próbowałem różnych leków; niektóre działały od razu, ale nie czułem się dobrze. Niektóre działały, a potem okazywało się, że mają skutki uboczne, z którymi nie mogłam żyć. Ale jedną z najgorszych części tego doświadczenia było to, że tak bardzo cierpiałam, a to było zupełnie niewidoczne.
Poprzednio brak uznania ze strony świata zewnętrznego sprawiłby, że zwątpiłabym w siebie. Jesteś po prostu słaby, pomyślałbym. Po prostu postaraj się bardziej. Ale ja starałem się tak niemożliwie mocno. I po raz pierwszy to wiedziałam, i to wystarczyło.
Zajęło to pełne dwa miesiące, aby moje nowe leki zaczęły działać. Co tydzień mówiłam mojemu lekarzowi: „Nie czuję się lepiej. Kiedy poczuję się lepiej?” Ale nie czułem się gorzej, więc słuchałem za każdym razem, gdy mówił mi, żebym dał mu jeszcze tydzień, dał mu jeszcze trochę czasu. Pewnego dnia szłam przed ratuszem – wciąż pamiętam dokładnie, jak się czułam, było słonecznie, ale chłodno, wczesna wiosna, a ja właśnie zjadłam lunch i wracałam do pracy nad artykułem – i złapałam się na tym, że pomyślałam: „Może nie potrzebuję tych leków. Czuję się dobrze, a to nie działa.”
Zatrzymałem się w miejscu, kiedy uświadomiłem sobie tę myśl i roześmiałem się głośno. To działało. I działało w sposób, w jaki działają antydepresanty, kiedy są dla ciebie odpowiednim lekiem – tak subtelnie, że nawet tego nie zauważyłem.
.