Przez ostatnie pięć lat, co najmniej, było w moim życiu coś, czemu starałam się zaprzeczyć. Ukrywałem to przed innymi, a przynajmniej tak mi się wydawało – oni opowiedzieliby inną historię – i próbowałem zaprzeczyć temu samemu sobie. Ale jeśli mam być szczera, to zawsze tam było, w ten czy inny sposób, zrodzone w okresie dojrzewania i wzmocnione przez wiek średni i macierzyństwo. Z równą pewnością mogę powiedzieć dwie rzeczy: po pierwsze, nie mogę sobie przypomnieć, jak to jest nie martwić się, czasem obsesyjnie, o swoje zdrowie; po drugie, przyznanie się do tego powoduje u mnie ogromny wstyd. Jeżeli świadomym, niewypowiedzianym refrenem w mojej głowie była, w dość częstych odstępach czasu, absolutna pewność końca mojego funkcjonującego życia, jakie znam, to jego kontrapunktem były wyrzuty i karcenie siebie za taką samolubną introspekcję.

Jak większość ludzi w moim wieku – będę miał 40 lat w moje następne urodziny – byłem świadkiem i doświadczyłem straty. Słuchałam z przerażeniem i współczuciem opowieści o silnych, zdolnych kobietach walczących z rakiem piersi, tracących włosy, a czasem piersi, pozostających silnymi dla swoich dzieci i często wychodzących z tego triumfalnie. Moja pełna życia, wspaniała przyjaciółka i agentka literacka zmarła na raka wątroby w ciągu tygodnia od diagnozy, pozostawiając po sobie ukochaną, młodą córkę. Patrzyłam, jak moja teściowa poddaje się wymaganiom choroby swojego męża, stwardnienia rozsianego, które w ciągu pięciu lat, kiedy moja trójka dzieci rosła silna i zdrowa, okaleczało go, unieruchamiając jego mierzącą 1,5 metra wzrostu klatkę piersiową i ostatecznie pozostawiając go całkowicie zależnym od niej. Jakie mam prawo do narzekania w obliczu takiego prawdziwego cierpienia i takiej odwagi? Jeśli uważasz, że myślisz o tym, gdy opowiadam historię mojego niepokoju o zdrowie, to mogę tylko powiedzieć, że sam myślałem o tym milion razy.

Ostatnio Brian Dillon opublikował z wielkim uznaniem Tormented Hope: Nine Hypochondriac Lives, w którym zapewnia eleganckie, empatyczne biografie największych hipochondryków świata: Boswella, Brontë, Florence Nightingale, Prousta, Warhola i innych. Książka, której towarzyszy wnikliwe wprowadzenie na temat stanu zdrowia, jest nie tylko mini arcydziełem, ale dla tak zwanego „hipochondryka” lub „lęku o zdrowie”, jak ja, źródłem wielkiego komfortu i otuchy.

Lęk o zdrowie, jak hipochondria jest nazywana teraz, jest na wzrost, inny produkt naszych uprzywilejowanych, ale stresujących czasach. Do jednego na 10 z nas cierpi na jakiś rodzaj problemu lękowego w ciągu naszego życia, a lekarze pierwszego kontaktu widzą teraz więcej przypadków, w których objawia się to w zdrowiu. A jednak, podczas gdy ludzie kiwają głowami i zgadzają się ze współczuciem, gdy tylko padnie to słowo, prawie nikt nie przyznaje się do tego publicznie. Jeśli już się przyznają, to zazwyczaj w formie jakiegoś żartu z samych siebie, sposobu powiedzenia „Czyż nie jestem zabawny?”, a nie „Czyż nie jestem szalony?”. Dillon, z drugiej strony, samozwańczy zreformowany hipochondryk, jest szczery w kwestii swojej wyczerpującej spirali w dół: „Jakkolwiek podejrzenie mogło się pojawić”, pisze, „w kolejnych dniach wydaje się wyostrzać w twoim umyśle. Twoje objawy wydają się wskazywać na konkretną chorobę: być może jest to choroba, której obawiałeś się przez całe życie lub w ostatnich latach; choroba, na którą zmarł twój rodzic. Twoje pierwsze obawy zaczynają przekształcać się w pewniki, nie mniej przerażające. Ty czujesz się zmuszony badać twój chorobę.”

Powieściopisarz William Boyd identyfikuje ludzki warunek jako chodzenie po wąskiej linie między szczęściem i nieszczęściem. Biorąc pod uwagę, że spędzam tyle czasu martwiąc się o chorobę, paradoksalnie, kiedy niepokój ustępuje, nie ma nocy, kiedy nie liczę moich błogosławieństw. Jakkolwiek trywialnie to brzmi, zawsze doceniałam stan szczęścia, a jeszcze bardziej od czasu, gdy zostałam matką, co było najbardziej transformującym, satysfakcjonującym doświadczeniem w moim życiu. Dla mnie, lęk o zdrowie jest przedziałem mojego życia – ciemna komórka, naprawdę – zwykle całkowicie oddzielona od mojej codziennej jaźni.

Ale stwierdziłam, że teraz, bardziej niż kiedykolwiek, szukam otuchy. Tak bardzo chcę być w pobliżu, aby zobaczyć, jak moje dzieci dorastają. Jako dziecko modliłam się do Boga – bardzo grzecznie, aby uzyskać maksymalny efekt – aby zapewnił bezpieczeństwo moim rodzicom i siostrze. Teraz, 30 lat później, robię to samo dla mojej rodziny, z tą samą infantylną konstrukcją: „Drogi Boże, mam na imię Louise, mam troje dzieci i męża… Proszę, zapewnij nam bezpieczeństwo”. Nie jestem specjalnie religijna i z pewnością nie łudzę się na tyle, by myśleć, że Bóg uchroni moją rodzinę i mnie przed chorobą. To, czego pragnę, to obrona przed niepewnością. Nie chcę umrzeć przedwcześnie ani stać się ubezwłasnowolnionym cieniem dawnej siebie, dryblasem obciążającym mojego męża i moje córki. To jest sztuka, w której sama siebie obsadzam w roli głównej. Nigdy nie jest punktem wyjścia, ale jest celem zmartwień. To tam zmierzają wyimaginowane – lub „prawdziwe” – objawy. Jak mówi Brian Dillon: „Co za idiota spędza najlepszą część dekady przekonany o swoim nieuchronnym upadku?”. Cóż, odpowiedzią na to pytanie jestem ja.

Zaczęło się to, jak sądzę, kiedy miałem 16 lat i uczyłem się do moich egzaminów O-levels. Teraz to prawie żart, że moja sobotnia praca była w aptece. Nieustannie kręciłem się wokół farmaceuty, obserwując, jak odmierza tabletki i miesza lekarstwa, jak to ujął Bob Dylan. („Mummy’s in the basement mixing up the medicine”, śpiewają teraz często moje dzieci, żart, którego nauczył je ojciec). Kiedy klienci przychodzili ze swoimi próbkami moczu, niosłam je do wyłożonego tabletkami legowiska aptekarza, jakbym była samą Florence Nightingale. Pewnej soboty w sklepie zasłabłam. Twarz mi zdrętwiała, a ręce i dłonie poczuły mrowienie. Byłam senna i usłyszałam, jak aptekarz mówi do jednej z innych asystentek: „Wezwijcie lekarza – ona chyba ma udar”. Zabrano mnie do domu i położono do łóżka. Nasz lekarz rodzinny stwierdził hiperwentylację. To się powtórzyło jakieś cztery lata później, kiedy byłam na lotnisku w Pizie. Byłam zmęczona i nic nie jadłam. Mniej więcej w tym czasie, jak sądzę, zaczęły się migreny. Mniej więcej rok później, kiedy byłam szczególnie nieszczęśliwa w nowej pracy, miałam kolejny przerażający epizod drętwienia. Zostałam skierowana do neurologa i zrobiono mi prześwietlenie mózgu. Mój mózg był w porządku. On przetestował moje odruchy, zakładam dla stwardnienie rozsiane. On dał mi wszystko czysty ale powiedział mi, żebym zszedł z pigułki antykoncepcyjnej z powodu „predyspozycji ku udarom”. Pominąłem zawartość byłem w porządku, ale faktycznie nie mogę powiedzieć , że to było tamto. Z tyłu mojego umysłu przekonałam się, że mam stwardnienie rozsiane, chociaż można by pomyśleć, że to udar, którego obawiałabym się bardziej. Ale wciąż, byłem młody i tylko miałem siebie by niepokoić się o. (Komentarz neurologa powrócił, by mnie prześladować w tym roku, jednakże. Poszedłem do mojego lekarza rodzinnego, aby zapytać, czy notatki mogłyby zostać przywołane, aby mógł je ze mną przejrzeć. On bardzo cierpliwie zrobił to, po raz kolejny wykluczając jakikolwiek powód do niepokoju.)

Throughout moje 20s uniknąłem czerwonego wina i kofeiny. Moi przyjaciele mówią, że byłam wtedy przezabawna, ciągle nękając ich bzdurami, ale nie pamiętam, żebym mówiła o swoim zdrowiu.

W ciągu ostatnich pięciu lat, od narodzin trójki moich dzieci, szacuję, że byłam u lekarza więcej razy niż przez poprzednie dwie dekady. W przeciwieństwie do niektórych hipochondryków, jest jakaś część mnie, która rozpoznaje nerwicę, ale znajduję się w pętli; że mówienie sobie z wizyty chirurgicznej może być postrzegane jako akt pychy, za który zostanę ukarany. Jest to sytuacja przegrana. Nie ma tu żadnej logiki.

W 2004 roku, wkrótce po urodzeniu mojego pierwszego dziecka, poszłam do lekarza pierwszego kontaktu z dużym guzem z tyłu czaszki. Byłam przekonana, że mam raka czaszki (nawet nie wiem, czy taka choroba istnieje. Prawdopodobnie byłam zbyt zmęczona z noworodkiem, żeby sprawdzić to w internecie). Przyznała, że jego rozmiar był nietypowy i wysłała mnie na prześwietlenie. Nic mi nie było. To był kształt mojej głowy. Podejrzewam, że może to być pozostałość po upadku ze schodów, kiedy miałam 21 lat i byłam pijana na imprezie.

Kilka lat temu dostałam infekcji w kolanie. Pojawiła się też opuchlizna w pachwinie. Skoczyłem do oczywistego wniosku – czerniak. Moja matka miała usuniętego czerniaka z nogi spowodowanego zbyt częstym opalaniem się, a kiedy byliśmy dziećmi w czczących słońce latach 70-tych, prażyła nas na wiór. Przyszła kolej na mnie. Widziałam się z lekarzem pierwszego kontaktu poza godzinami pracy, który dał mi antybiotyki, ale opisał to jako „nietypową zmianę”. Godziny przepadły w internecie po usłyszeniu tego zwrotu. I did correctly diagnosis myself as having cellulitis, a bacterial infection probably from a dodgy leg wax, but it also took a lot of work from my current GP to convince me was fine.

Following this, there was a lump on my waist. To zajęło dwie wizyty, podczas których przygotowałam się na wskoczenie na kanapę, aby usłyszeć najgorsze. (Później zastanawiałam się, czy niewinny guzek był spowodowany tym, że nie chciałam przyznać, że moje dżinsy 7 for All Mankind są teraz boleśnie za małe na mnie.)

Ostatnio, po powrocie z wakacji na południu Francji, pierwszych wakacji, na których moje dzieci były na tyle dorosłe, że pozwoliły mi siedzieć na słońcu przez około 15 minut, po raz kolejny nabrałam przekonania, że mam czerniaka. Na tylnej części mojej nogi pojawiła się czarna plama. Wyglądało to trochę jak stan zapalny. Wróciłam do mojego starego przyjaciela Internetu, gdzie przeglądałam zdjęcia czerniaków. To była czarna kropka. „To ugryzienie” – powiedział mój mąż. To nie było ugryzienie. Napędzana historiami o życiu skróconym przez przeoczone znamiona (często na tylnej stronie nogi), popędziłam do lekarza pierwszego kontaktu, który natychmiast mnie uspokoił. „Czy jest pan całkiem pewien?” zapytałem. Patrzę na to teraz i jest to ładny, mały pieg. To jest wstydliwe. Nie ma innego słowa na to.

Wszystkie te rzeczy rozpłynęły się z uspokajającymi słowami od mojego lekarza rodzinnego. Obawy o mój mózg, a raczej obawy o MS, jest bardziej skomplikowany strach, i jeden, który wziął bardziej trwałe hold. W ciągu ostatnich kilku lat, były jeszcze dwa epizody zdrętwienia, kiedy myślałem, że zemdleję. Oba były pierwszą rzeczą rano i oba, kiedy byłam na nogach bez śniadania. Jeden z nich miał miejsce, kiedy byłam w ciąży i przez sekundę wymamrotałam jakieś słowo. „To twój poziom cukru we krwi” – powiedział mój mąż. „Na litość boską, zjedz śniadanie”. Powiedziałam o tym położnej, a ona wyglądała na zaniepokojoną. Powiedziała mi, żebym porozmawiała z lekarzem. Nie zrobiłam tego, bo byłam zbyt przestraszona. Z fałszywą logiką doszłam do wniosku, że chciałam doświadczać szczęścia mojego nienarodzonego dziecka tak długo, jak tylko mogłam, zanim w końcu dowiem się, że będę inwalidką.

Ostatnio odkryłam, że dostaję mrowienia w końcach palców, głównie kiedy prowadziłam samochód. Poszedłem na Internecie – jak zwykle – tym razem jako sposób próbowania wygnać zmartwienia stwardnienia rozsianego. Zdiagnozowałem się z zespołem Raynauda, zaburzeniem krążenia (mam też chilblains, co zaskoczyło lekarza pierwszego kontaktu, a moje ręce są zawsze zimne). Ulga wynikająca z myśli, że to nie stwardnienie rozsiane, nie trwała długo. Dlaczego ten strach przed stwardnieniem rozsianym tak mnie teraz opanował?

Kilka miesięcy temu moja przyjaciółka, pisarka Amy Jenkins, przyszła na pogawędkę. Jak nasze dzieci zagrały szczęśliwie, walczyłem z łzami i wyraziłem moje obawy do niej podczas gdy mój mąż był poza pokojem. Jego związek z moją nerwicą stwardnienia rozsianego jest słusznie skomplikowany: „Idź i daj się sprawdzić”, powiedziała. „Będziesz miał 10 dni zmartwień podczas oczekiwania na wyniki, a nie 10 lat martwienia się o nic”. Przytaknąłem uroczyście. Tydzień później zapytała mnie, czy to zrobiłem. „Nie, nie”, odpowiedziałam, „nic mi nie jest”. Prawdę mówiąc byłem przerażony.

Greckie słowo „hipochondria” z grubsza tłumaczy się jako „poniżej klatki piersiowej”. W ciągu ostatnich 3000 lat było używane do wyjaśnienia niestrawności, potem melancholii, potem nerwicy, a potem, w końcu, „nieuzasadnionego strachu przed chorobą opartego na błędnej interpretacji objawów cielesnych”. Statystyki są podawane przez lekarzy: równowartość jednego dnia w tygodniu czasu operacji traconego przez tych całkowicie zdrowych ludzi; do 13% z nas martwi się o swoje zdrowie, kiedy być może nie robiliśmy tego w przeszłości.

W Udręczonej nadziei, wszyscy z wyjątkiem jednego ze słynnych dziewięciu wydają się udowadniać banał, że hipochondria ma tendencję do bycia „chorobą uczonych”; że jej cierpiący to zazwyczaj ludzie złapani pomiędzy prozaicznością realnego świata a przygniatającym ciężarem ich twórczości. Dillon nie mówi tego wprost, ale potwierdza XVIII-wieczną teorię, że jest to wyimaginowana choroba zrodzona z twórczej udręki. Freud, z drugiej strony, wierzył, że to tylko maskowało bardziej głęboko zakorzenione neurozy, takie jak homoseksualizm.

Współczesne pomysły na temat hipochondrii obejmują te: jako osoby jaskiniowe, byliśmy hard-wired martwić się o zagrożenie. John Naish, w swojej książce The Hypochondriac’s Handbook: A Disease for Every Occasion, An Illness for Every Symptom, wskazuje, że nowoczesne warunki sanitarne i medycyna wyeliminowały stare zagrożenia, ale współczesna cywilizacja dała nam więcej czasu, pieniędzy i energii na zamartwianie się chorobami. W zachodnim świecie nastąpił ogromny spadek śmiertelnych chorób, ale ogromny wzrost nowych diagnoz. Jak te nowe „choroby” pojawiają się, są one nadmiernie zgłaszane i podane nieproporcjonalne znaczenie.

Były dwa inne główne zmiany w społeczeństwie. Pierwszą z nich jest powstanie Internetu, który zrodził „cyberchondrię”. Zdrowie jest teraz drugim najbardziej popularnym tematem wyszukiwania w Internecie po pornografii. Miliony ludzi wpisują w Google objawy i choroby i czekają na jakiś straszny wynik. Jestem wielbicielką tych stron (moją ulubioną jest strona NHS, patients.co.uk). Przerażamy się jak czytamy informacje, których nie rozumiemy i używamy do uzasadnienia naszych najgorszych obaw.

Druga zmiana to rola lekarza pierwszego kontaktu. Jak jeden powiedział mi niedawno: „Ludzie nie ufają już swoim lekarzom pierwszego kontaktu. Nie mamy czasu, aby dać pacjentom to, czego potrzebują, a to doprowadziło do załamania zaufania. Idą na Internecie sami.”

W moich wysiłkach, aby pomóc sobie, I chwycił na Niepokój Zdrowia – Self-Help Guide, opublikowane w Internecie (oczywiście) i napisane przez czterech psychologów klinicznych z Newcastle, North Tyneside & Northumberland Mental Health NHS Trust. Przewodnik jest jak wyobrażam sobie do-it-yourself poznawczo-behawioralnej terapii działa. Pacjenci są zaproszeni do prowadzenia dzienników ich preoccupations i wyobrażonych objawów, a następnie powiedział, aby przeciwdziałać im z realistycznym i racjonalnego myślenia. Symptomy takie jak pulsujące bóle głowy i mrowienie palców u rąk i nóg, przewodnik zaklęty, mogą być faktycznie spowodowane przez lęk o zdrowie, ponieważ umysł mówi ciało do lękliwego walki lub stanu lotu. Ponieważ hipochondryk jest tak hiperświadomy swojego ciała, te doznania są rozdmuchiwane poza wszelkie proporcje i stają się częścią spirali paniki.

Przewodnik był dla mnie momentem Eureki. Nie miałam pojęcia, że objawy mogą być skutecznie samogenerowane. „Istnieje wiele powodów, dla których ktoś martwi się zbytnio o swoje zdrowie” – mówi Lorna Cameron, jedna z jego autorek. „Być może przechodzisz przez szczególnie stresujący okres w swoim życiu. Mogła być choroba lub śmierć w twojej rodzinie, lub członek rodziny może martwić się dużo o swoje zdrowie, gdy byłeś młody.

„Również, dużo niepokoju może odnosić się do poczucia zwiększonej odpowiedzialności. Jeśli jest to twoje przekonanie, że masz absolutny obowiązek i odpowiedzialność za opiekę nad kimś, wtedy zaczynasz się niepokoić, że nie będziesz w stanie tego zrobić. Każdy przypadek jest inny, ale są pewne podstawowe motywy. Jednym z nich jest świadek błędnej diagnozy w przeszłości. To, co próbujemy zrobić, to dowiedzieć się, jak pacjent dotarł do miejsca, w którym się znajduje, jakie są jego podstawowe przekonania na temat choroby.”

Brian Dillon wyjaśnił mi, jak to było dla niego: „Od kiedy miałem 10 lat, moja matka była bardzo chora na rzadką chorobę autoimmunologiczną zwaną sklerodermią, na którą zmarła w 1985 roku, kiedy miałem 16 lat. Od trzeciego roku życia cierpiała również na depresję, więc choroba była nieodłącznym elementem naszego życia. Mój ojciec zmarł nagle, gdy miałam 21 lat, i to właśnie wtedy moje obawy się nasiliły: W wieku 20 lat ciągle się bałam – głównie raka i chorób serca – a sytuacja poprawiła się dopiero wtedy, gdy w wieku 28 lat zdiagnozowano u mnie depresję i zajęłam się wszystkim, czego przez lata się obawiałam. Naprawdę wierzyłem, że choroba to tylko to, co się dzieje, kiedy dorastasz, a sposób, w jaki wyrażałem swoje późniejsze lęki i depresje poprzez wyimaginowane lub psychosomatyczne objawy. Mam wrażenie, że umykają nam podstawowe pytania – o nasze ciała, naszą przyszłość, nasze związki, o śmierć – jeśli po prostu myślimy o 'lęku zdrowotnym’ jako o zaburzeniu lękowym, które można łatwo leczyć za pomocą CBT i antydepresantów.”

Jakże łatwo jest dostrzec oczywiste wyjaśnienie czyjegoś lęku zdrowotnego. Dla siebie, chociaż, gdzie zacząć? W książce Bedside Stories, Confessions of a Junior Doctor, na podstawie kolumny, która działała w Guardian, Michael Foxton opowiada historię nocy pracy w Accident and Emergency. Przerażona, wrzeszcząca matka wbiega z niebieskim niemowlęciem. Cały oddział A&E skupia się na dziecku. W środku tego wszystkiego inna kobieta, która czekała osiem godzin ze zwichniętą kostką, próbuje zagrodzić Foxtonowi drogę. Foxton przypiera ją do ściany, aby dostać się do dziecka. Dziecko umiera. Po wszystkim Foxton pyta swojego konsultanta: „Dlaczego ludzie nie mogą po prostu pogodzić się z myślą, że mamy jakiś rodzaj otwartego zobowiązania do ich najsłabszych warunków?”

Dla wszystkich nas, hipochondryków, są też przyjaciele i rodzina, którzy nas kochają i troszczą się o nas, a którym nasz strach stawia niesprawiedliwe wymagania. Nikt z lękiem o zdrowie nie ukrywa tego przed innymi. To jest niemożliwe. Mój mąż zawsze podchodził do tego dość spokojnie, ale moje rosnące zaabsorbowanie zaczęło sprawiać mu trudności. „Dla mnie zachowanie spokoju w tych sprawach było warunkiem koniecznym, by sobie z nimi poradzić. Dopiero przy zmartwieniach związanych ze stwardnieniem rozsianym musiałem dojść do wniosku, że cierpisz na jakąś chorobę. Przypuszczam, że czułem , że to była moja łata. Czuję , że szkoda , którą to już zrobiło do mojej rodziny nie może kontynuować i być może , że powinienem mieć monopol na cierpienie od rzeczy. Konsekwencje są takie, że wykluczam to i odmawiam ci tego, co naprawdę może być sposobem, w jaki opłakujesz mojego ojca. Może to dobrze, że musiałem skonfrontować się z twoim sposobem konfrontowania się z tym.”

W tym momencie nie miałem pojęcia, czy moje objawy były prawdziwe czy psychosomatyczne – reakcja, być może, na moją sytuację rodzinną. W lutym zeszłego roku mój teść w końcu zmarł na stwardnienie rozsiane. Mój mąż był pogrążony w żałobie na długo przed tym momentem. Chociaż upadek mojego teścia był powolny i szokujący, jego śmierć była niespodziewana. Co mnie zdumiewa, to fakt, że do tej pory nigdy nie zrobiłam związku między tym a moją rosnącą nerwicą.

Znękana niepokojem, napisałam do mojego lekarza rodzinnego. List był pełen przeprosin i samobiczowania. Powiedziałem mu, że wiem, iż zachowuję się jak „szaleniec”. Tydzień później przyszła odpowiedź: „Cieszę się, że cię widzę” – napisał. „Obiecuję, że nie nazwę cię szaleńcem i mam nadzieję, że pomogę ci spojrzeć na sprawę z innej perspektywy… Z pewnością nie mogę twierdzić, że jestem ekspertem w dziedzinie lęku przed zdrowiem, poza tym, że widzę ludzi z nim na co dzień i uważam go za całkiem normalny. Can I suggest that you make a double appointment, which will give us a little more time.”

Three days ago I went to the surgery for my double appointment. Wszystko się posypało; pierwszy epizod odrętwienia, kiedy miałam 16 lat; ten najbardziej przerażający dwa lata temu, kiedy zdrętwiał mi język; upadek mojego teścia; moje przerażenie, że zostawię moje dzieci bez matki.

Patrzył na mnie i powiedział to: „Nie ma nikogo na świecie, kto słysząc twoją sytuację z różnymi elementami, nie zrozumiałby, co czujesz. To jest normalne. To naturalne, że martwicie się, że zostawicie swoje dzieci. To jest ewolucyjne, inaczej wszyscy bylibyśmy bungee-jumping i narażając nasze życie na ryzyko.

„Hipochondrycy przychodzą do mojego pokoju szukając uwagi, lub współczucia, lub litości, i to jest kwestia zdrowia psychicznego. Ludzie są tutaj cały czas, chcąc dodać sobie otuchy. To właśnie robimy. Jesteśmy filtrem. Dla ciebie, jest coś namacalnego też.”

Miał rację: małe, namacalne incydenty rodzące zmartwienia i jeszcze więcej zmartwień, jeszcze bardziej nasilone przez cierpienie rodziny, starzenie się, ciężar odpowiedzialności rodzicielskiej i odpowiedzialności do mojego męża, aby nie dostać tej samej choroby, która zabrała mu ojca. I wtedy padły słowa: „Chciałabym skierować panią do neurologa”

Poczułam dawny strach. Moja twarz zarumieniła się od paniki. To był żart Spike’a Milligana (na swoim nagrobku miał napis: „Mówiłem ci, że jestem chory”).

„Myślę, że nie ma się czym martwić. Myślę, że to, na co cierpisz, to aura przed migreną”, powiedział, co jest w zasadzie tym, co pierwszy neurolog powiedział 15 lat temu. „A kiedy drętwieją ci palce podczas jazdy, to jest to ucisk nerwów w nadgarstku – bardzo częsty. Ale wiem, że nie uwierzysz mi, dopóki nie usłyszysz tego od eksperta.”

Nie chcę wiedzieć, powiedziałam mu. „Nie sądzisz, że powinnaś przestać się martwić?” zapytał. „Konsultant zbada cię, a potem powie, żebyś odszedł i przestał marnować ich czas.”

I tak mam umówioną wizytę w przyszłym miesiącu. Przypuszczam, że jest ironia w fakcie, że nie jestem hipochondrykiem, że wyjeżdżam do szpitala. „Wyglądasz na bardzo spokojną” – zauważył mój mąż. Nie wiem, czy jestem spokojna, ale kiedy to piszę, staram się skupić na wolności, którą mam nadzieję uzyskać dzięki temu, że powiedziano mi, iż już nigdy nie będę musiała o tym myśleć. A to jest obietnica.

{{#ticker}}

{{topLeft}}

{{bottomLeft}}

{{topRight}}

{{bottomRight}}

{{#goalExceededMarkerPercentage}}

{{/goalExceededMarkerPercentage}}

{{/ticker}}

{{heading}}

{{#paragraphs}}

{{.}}

{{/paragraphs}}{{highlightedText}}

{#cta}}{{text}}{{/cta}}}
Przypomnij mi w maju

Akceptowane metody płatności: Visa, Mastercard, American Express i PayPal
Będziemy w kontakcie, aby przypomnieć Ci o wpłacie. Wypatruj wiadomości w swojej skrzynce odbiorczej w maju 2021 roku. Jeśli masz jakiekolwiek pytania dotyczące składek, skontaktuj się z nami.

  • Share on Facebook
  • Share on Twitter
  • Share via Email
  • Share on LinkedIn
  • Share on Pinterest
  • Share on WhatsApp
  • Share on Messenger

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.