Kluczowy punkt: Skup się na Azji Wschodniej jako punkcie kryzysowym.

Maruderzy z polskich oddziałów byli winni czternastu incydentów zbrojnych na granicy polsko-niemieckiej osiemdziesiąt lat temu. Niechętny rząd niemiecki poczuł się zmuszony do wydania armii rozkazu do reakcji – i rozpoczęła się II wojna światowa. A przynajmniej tak chciałby wierzyć Adolf Hitler. Tego dnia nazistowski dyktator poinformował Reichstag, czyli parlament, że „postanowił przemówić do Polski tym samym językiem”, którym Polska używała siły zbrojnej przez wiele miesięcy przed rozpoczęciem walk. „Tej nocy”, twierdził Hitler, „polscy żołnierze ostrzelali nasze terytorium… Od godziny 5:45 odpowiadamy ogniem, a od tej pory bomby będą odpowiadać bombami.”

Innymi słowy, Polska podjęła walkę, a uległe Niemcy ją zaakceptowały. W rzeczywistości Hitler połączył siły z innym dyktatorem, Józefem Stalinem, który wcześniej starał się o członkostwo w Osi, ale został odrzucony. Zamiast tego nazistowscy i sowieccy tyrani zawarli porozumienie o nieagresji, pakt Ribbentrop-Mołotow, na mocy którego zgodzili się podzielić Polskę między Niemcy i Związek Radziecki oraz przyznać Moskwie kraje bałtyckie jako strefę interesów. 1 września 1939 roku Hitler wydał rozkaz inwazji na kraj, który miał nieszczęście znajdować się pomiędzy jego Niemcami a Związkiem Radzieckim Stalina – i zrzucił winę za ten bałagan na ofiary i ich zachodnich sojuszników. Mówcie o nim, co chcecie, ale czeski kapral, który stał się niemieckim despotą, był mistrzem pasywno-agresywnej dyplomacji i strategii wojskowej.

Połączcie szarlatanerię z ideologicznym zapałem, bezwzględnością i zaawansowaną technologicznie potęgą militarną, a scena jest przygotowana na światowy kataklizm. Zwłaszcza gdy słaby opór ze strony wielkich zewnętrznych potęg daje drapieżnikom czas na realizację ich celów. Czy coś podobnego mogłoby się wydarzyć osiemdziesiąt lat później? Oczywiście. Być może po zimnej wojnie impuls autorytarny popadł w recesję, ale nigdy nie umiera. Powraca w takich miejscach jak Moskwa, Pekin, Pjongjang i Teheran. W międzyczasie technologia wojskowa zdaje się przechodzić rewolucję wraz z pojawieniem się energii ukierunkowanej, hipersoniki, pojazdów bezzałogowych i sztucznej inteligencji. Odepchnięcie nowych autorytarystów nie było też szczególnie szybkie ani zdecydowane. To nie jest wrzesień 1939 roku – ale świat nie przekroczył ekscesów, które kulminowały wtedy w globalnej wojnie.

Nie oszukujmy się.

Jak nowa wojna światowa przypominałaby i różniła się od II wojny światowej? Natura strategicznej rywalizacji i wojny nigdy się nie zmienia. Jest to interaktywna, beznamiętna walka woli pomiędzy zawodnikami zdeterminowanymi, by osiągnąć swój cel – w razie potrzeby siłą zbrojną. Hitler umiejętnie grał na urazach z przeszłości, zwłaszcza na Traktacie Wersalskim, który zakończył I wojnę światową. Wersal, przypominał Niemcom, podzielił etniczną ludność niemiecką między różne kraje; wytyczył korytarz między Niemcami a Prusami Wschodnimi, rozczłonkowując kraj; zażądał wysokich reparacji za Wielką Wojnę; a co najbardziej uciążliwe, wymagał od Niemców przyznania się do winy za rozlew krwi. Nalegał, by ponownie chwycili za broń, by odzyskać utracony honor i zagarnąć zasoby naturalne, których potrzebowali, by zrealizować swoje narodowe dążenia.

Stąd decyzja Hitlera, by w 1941 roku najechać swojego dotychczasowego partnera w walce o nieagresję. Stalin był tak zszokowany jego dwulicowością, że ostatni pociąg wiozący surowce do Rzeszy przekroczył sowiecką granicę kierując się na zachód po tym, jak pierwsze niemieckie oddziały przekroczyły ją kierując się na wschód. Czy wśród totalitarnych despotów nie ma honoru?

Odwołanie Hitlera do dawnych krzywd, prawdziwych lub wyimaginowanych, powinno brzmieć znajomo. Irańczycy pragną przywrócić złoty wiek Imperium Perskiego, kiedy to władza cesarska rozciągnęła się tak szeroko, że podbój Europy wydawał się w zasięgu ręki. Jeśli nazwiesz Zatokę Perską Zatoką Arabską – jak Pentagon z jakiegoś powodu upiera się to robić – w zasięgu słuchu Irańczyka, przygotuj się na ostre słowa. Prezydent Rosji Władimir Putin określił kiedyś upadek Związku Radzieckiego jako „największą katastrofę geopolityczną” XX wieku. Stworzenie nowego imperium zdominowanego przez Rosję odwróciłoby katastrofę. Komunistyczny prezydent Chin Xi Jinping mówi z tęsknotą o „chińskim marzeniu”. Spełnienie jego marzenia oznacza odzyskanie każdego centymetra ziemi rządzonej niegdyś przez dynastyczne Chiny i wygnanie złych wspomnień „wieku upokorzeń” z rąk imperialnych potęg, a tym samym odzyskanie narodowej godności i suwerenności.

Takie gadanie emanuje duchem 1939 roku.

Czy żądni ziemi i chwały autorytaryści mogliby zawrzeć stały sojusz, „Oś” w rodzaju tej, która wtedy związała ze sobą Niemcy, Włochy i Japonię? Niewykluczone. Niewiele więzi uczuciowych utrzymałoby razem koncert złoczyńców, ale mogliby oni współpracować przez jakiś czas, dopóki ich wizje nowego porządku regionalnego lub światowego nie weszłyby w konflikt. Niemcy i Japonia mogły trzymać się razem, ponieważ leżały na odległych krańcach świata. (Albo, co bardziej prawdopodobne, współcześni spadkobiercy Hitlera i Stalina mogliby wynegocjować jakiś tymczasowy traktat o nieagresji, własny pakt Ribbentrop-Mołotow, aby uzyskać część tego, czego chcieli, odkładając jednocześnie konflikt między nimi.

W każdym razie, jakie są dzisiejsze odpowiedniki Polski – terytoria, które sąsiadują z obiema stronami i wydają się podatne na inwazję i rozbiór? Niewielu byłoby bezpośrednich kandydatów, gdyby Chiny i Rosja zawarły taki układ. Mongolia pasowałaby do szablonu z czysto geograficznego punktu widzenia, leżąc dokładnie pomiędzy nimi. Korea to półwyspa doczepiona do wschodnioazjatyckiego pasa ziemi, która graniczy zarówno z Chinami, jak i rosyjskim Dalekim Wschodem. Kazachstan leży na zachód od Chin i na południe od Rosji, a kiedyś znajdował się pod panowaniem Związku Radzieckiego. Żaden z tych potencjalnych nabytków nie wydaje się szczególnie opłacalny z punktu widzenia Pekinu czy Moskwy. W rzeczywistości, jeśli chińscy potentaci rzuciliby pożądliwe spojrzenia na północ, ich wzrok padłby na rosyjską Syberię tak szybko, jak na Mongolię. Głód ziemi to głód ziemi. To oznaczałoby kłopoty dla partnerstwa.

Ale przenieś logikę września 1939 roku na Ocean Spokojny i Japonia powinna czuć się bardzo nieswojo. Japońskie wyspy macierzyste, wyspy południowo-zachodnie i wyspy północno-wschodnie stanowią północny łuk „pierwszego łańcucha wysp” w Azji. Moskwa i Tokio mają nierozwiązane roszczenia do Wysp Kurylskich na północy. Pekin rości sobie prawo do administrowanych przez Japonię Wysp Senkaku daleko na południu, a od czasu do czasu zastanawia się, kto tak naprawdę jest prawowitym suwerenem Okinawy i łańcucha wysp Ryukyus. Jeśli Chiny i Rosja mogą skruszyć lub złamać sojusz bezpieczeństwa między Japonią a Stanami Zjednoczonymi, to trudno sobie wyobrazić, że mogą odebrać wyspy dyplomatycznie i militarnie odizolowanej Japonii.

Daleko od tego. W rzeczywistości, zrujnowana, zinfederalizowana Japonia odpowiadałaby obu stolicom. Zrewanżowałyby się za historyczne nadużycia z rąk japońskich, zneutralizowałyby niegdysiejszego i (potencjalnego) przyszłego wroga oraz dawnego sojusznika supermocarstwa, wchłonęłyby strategicznie położone terytorium morskie i lądowe, a tym samym otworzyłyby bezpieczne korytarze dla swoich flot wojennych i handlowych na zachodnim Pacyfiku i z powrotem. Mogliby przeciwstawić się wysiłkom militarnego powstrzymywania wzdłuż pierwszego łańcucha wysp, co jest podstawą zachodniej strategii od lat 50-tych. Innymi słowy, japońscy przywódcy nie powinni spać zbyt spokojnie, aby nie spotkało ich to samo, co częściowo Polskę. Ze swej strony przywódcy amerykańscy powinni zastanowić się, czy nie grają roli brytyjskich i francuskich mężów stanu z lat 30-tych – przywódców, którzy myśleli, że mogą udobruchać Hitlera, zaspokajając jego nienasyconą żądzę ziemi, statusu i zemsty.

To, że Moskwa i Pekin kiedyś się rozpadną – i z dużym prawdopodobieństwem rzucą się na siebie nawzajem po przyszłe łupy – byłoby zimnym pocieszeniem dla Japonii pozbawionej peryferyjnego terytorium lub Ameryki wyrzuconej z zachodniego Pacyfiku.

Podsumowując, w dzisiejszej Azji Wschodniej czuć powiew lat 30-tych. Ale jeśli natura walki geopolitycznej nigdy się nie zmienia, to charakter indywidualnych zmagań zmienia się nieustannie. W jaki sposób technologia i metody walki zbrojnej opracowane od czasów Hitlera i Stalina mogą wpłynąć na przebieg przyszłej wojny? Zacznijmy od rzeczy oczywistych: mamy erę nuklearną i rakietową, podczas gdy broń atomowa i pociski kierowane leżały wiele lat w przyszłości, kiedy Hitler wydał rozkaz wkroczenia armii niemieckiej do Polski. Dzisiejsza sytuacja Japonii różni się znacznie od tej w Polsce, i to nie tylko pod względem geograficznym. W Japonii stacjonują siły dysponujące bronią nuklearną – a mianowicie sojusznicze siły USA. Można się zastanawiać, czy Hitler zgodziłby się na transgraniczny atak we wrześniu 1939 roku, gdyby na polskiej ziemi stacjonowały brytyjskie lub francuskie oddziały z bronią zagłady.

To jest właśnie ta krzepiąca wiadomość.

Odizolowanie Japonii od amerykańskiego wsparcia i zniechęcenie jej do rozwijania własnych sił odstraszania nuklearnego byłoby więc niezbędnym prekursorem jakichkolwiek rosyjsko-chińskich posunięć przeciwko wyspiarskiemu państwu. Tym bardziej więc należy utrzymać solidny sojusz amerykańsko-japoński. Jeśli więzi transpacyficzne będą silne, odstraszanie nuklearne może się utrzymać. Ale co z egzotycznymi technologiami i taktykami niejądrowymi, które właśnie wchodzą do użytku? Jeśli, jak ostrzega Centrum Studiów nad Stanami Zjednoczonymi Uniwersytetu w Sydney, rakietowcy i lotnicy Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej będą w stanie w krótkim czasie obezwładnić sojusznicze bazy i uderzyć w sojusznicze siły, a rosyjska marynarka wojenna i lotnictwo otworzą północną oś ataku na wyspiarskie państwo, aby jeszcze bardziej rozproszyć i osłabić obrońców, to Pekin i Moskwa mogą zyskać wystarczająco dużo czasu na realizację swoich celów. Mogłyby to zrobić zanim siły amerykańskie zdążyłyby przedostać się przez Pacyfik, pod ostrzałem, aby odwrócić agresję.

Taki wyczyn mógłby zmusić Waszyngton do cofnięcia zawartej umowy przy przerażających kosztach i niebezpieczeństwie. A co najlepsze, z punktu widzenia Moskwy i Pekinu, siły rosyjsko-chińskie mogłyby tego dokonać bez przekraczania progu nuklearnego. Czy przewiduję powtórkę z września 1939 roku? Ani trochę. Mocarstwa zachodnie zbyt długo nie traktowały Hitlera poważnie. Dały Niemcom czas na dozbrojenie się i rozpoczęcie agresywnych działań przeciwko Nadrenii, Czechosłowacji, a w końcu Polsce. Godzina jest późna – ale nie aż tak późna. Tak długo, jak będziemy traktować dzisiejszych autorytarystów poważnie, starać się przewidzieć, co mogą zrobić, i tworzyć własne siły i kontrstrategie, możemy z nimi konkurować z dobrym skutkiem.

I za to, po części, będziemy mieli morderczego kaprala z Bohemii do podziękowania. Oto historyczna ironia dla ciebie.

James Holmes jest J. C. Wylie Chair of Maritime Strategy w Naval War College i autorem nadchodzącego Brief Guide to Maritime Strategy. Poglądy wyrażone tutaj są wyłącznie jego. Ten kawałek został pierwotnie zamieszczony we wrześniu 2019 roku i jest ponownie publikowany ze względu na zainteresowanie czytelników.

Media: Wikipedia

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.