Trzecia Niedziela Wielkiego Postu – Jan 2:13-22
„Lecz On mówił o świątyni swego ciała” (J 2:21). Religijni ludzie tamtego dnia nie zrozumieli tego. Nie zrozumieli, że mówił o świątyni swojego ciała, bo chodziło im o biznes jak zwykle. Tego dnia, kiedy Jezus pojawił się w świątyni, wszystko szło jak po maśle. Zwierzęta były kupowane i sprzedawane. Wymieniano monety. Wszyscy zwykli ludzie mieli swoje zwykłe miejsca i zwykłe role.
Jest to jedna z tych historii, w których musimy odłożyć na bok kilka rzeczy, rzeczy, które do nas nie należą, rzeczy, które rozpraszają, zanim naprawdę zrozumiemy, co się dzieje. Musimy odłożyć na bok to, co często nam mówiono lub o czym myśleliśmy w tej historii, abyśmy mogli usłyszeć ją ponownie, być może po raz pierwszy.
Nie sądzę, że ta historia jest po prostu o tym, że Jezus się rozgniewał. Jezus się złościł. Ja też się złoszczę. Dobrze jest się złościć. To mija się z celem. W tej historii jest coś więcej niż to. I nie sądzę, że chodzi o zwierzęta czy handlarzy pieniędzy będących w świątyni. Jezus z pewnością musiał wiedzieć, że oni tam byli. Dorastał jako wierny Żyd, który chodził do świątyni. Nie pojawił się tego dnia i nie powiedział: „Wow! Są tu zwierzęta i handlarze pieniędzmi. Nie wiedziałem o tym. To jest złe.” Zwierzęta i handlarze pieniędzmi zawsze tam byli. Tak działał system. To był biznes jak zwykle dla nich, aby tam być.
Myślę, że Jezus poszedł do świątyni tego dnia w jednym celu; aby wyrzucić i obalić biznes jak zwykle. Są chwile, kiedy potrzebujemy, aby stoły naszego życia zostały przewrócone, a zwierzęta wyrzucone. Tak łatwo jest wpaść w pułapkę biznesu jak zwykle.
Czy kiedykolwiek nacisnąłeś przycisk autopilota i życie stało się mechaniczne? Przechodzisz przez ruchy. Pojawiacie się, ale tak naprawdę was tam nie ma. To jest biznes jak zwykle. A co powiesz na to? Czy kiedykolwiek uśmiechałeś się, że jestem dobry i wszystko jest w porządku, ale za tym uśmiechem była pustka, czułeś się pusty, a twoje serce pękało? To jest kontynuowanie działalności jak zwykle. A może budzisz się rano i jesteś tak samo wyczerpany jak wtedy, gdy kładłeś się spać poprzedniej nocy. Biznes jak zwykle. Czy kiedykolwiek czułeś się tak, jakbyś nie był sobą? Nic nie wydawało się w porządku? Nuda przezwyciężyła kreatywność. Nie było entuzjazmu, zachwytu ani wyobraźni. To był po prostu zwykły biznes. Czasami patrzymy na życie i świat i wydaje nam się, że to wszystko na próżno. Jesteśmy zajęci, ale tak naprawdę nic nam nie wychodzi. Nie ma w tym głębi ani sensu, jest tylko zwykły biznes. Biznes jak zwykle może zdarzyć się wszędzie: w przyjaźni, małżeństwie, rodzicielstwie, pracy, kościele.
Te rzeczy, które właśnie opisałem, nie są jednak problemem. Są symptomem w taki sam sposób, w jaki zwierzęta i handlarze pieniędzy w świątyni nie są problemem. Są one symptomami czegoś głębszego, co się dzieje. Problem tkwi nie tyle w świątyni, co w ludzkim sercu.
Ten głębszy problem jest, jak sądzę, tym, co powoduje, że biznes staje się czymś zwyczajnym. Czasami chodzi o nasz strach. Boimy się tego, co dzieje się w naszym życiu lub niepewności przyszłości i chcemy pewnego rodzaju bezpieczeństwa i przewidywalności, abyśmy mogli robić wciąż te same, stare rzeczy. Biznes jak zwykle jest przewidywalny i stabilny, ale tworzy tylko iluzję bezpieczeństwa. Czasami zwyczajny biznes jest symptomem naszego smutku i żalu. Coś zostało utracone. Nie możemy odzyskać życia, którego pragniemy, więc trzymamy się tego, co zwykle, ponieważ jest nam znane i chcemy pewnej stabilności. Innym razem jesteśmy tak zajęci i zmęczeni zarabianiem na życie, że życie zamienia się w jedno zadanie za drugim, jedno spotkanie za drugim, niekończącą się listę rzeczy do zrobienia, i to jest biznes jak zwykle. Może wzięliśmy ludzi, relacje i rzeczy za pewnik. Może straciliśmy nasze poczucie wdzięczności, cudowności lub tajemnicy.
Nie mówię tego jako krytyki lub osądu ciebie, mnie lub kogokolwiek innego. Mówię tylko o tym, co często się nam przydarza. Jak wyglądał w twoim życiu biznes jak zwykle? W jaki sposób dzisiaj jest to dla ciebie biznes jak zwykle?
Są tysiące powodów i sposobów, dla których popadamy w biznes jak zwykle. Jest jednak jedna rzecz, do której ciągle powracam. Zapomnienie. Biznes jak zwykle rodzi się z zapomnienia. Zapominamy, że naprawdę jesteśmy świątynią Bożej obecności. Zapominamy, że całe stworzenie jest mieszkaniem Boga. Zapominamy, że w jakimkolwiek kierunku byśmy się nie zwrócili, tam jest twarz Boga, która się na nas patrzy. I gdy tylko zapominamy o tych rzeczach o sobie, o sobie nawzajem lub o świecie, życie staje się zwyczajne.
Sądzę, że to właśnie stało się w świątyni. Oni nie postrzegali siebie ani siebie nawzajem jako prawdziwej świątyni Boga. Chodziło tylko o świątynię zbudowaną przez człowieka, zwierzęta i monety. Zapomnieli, że Bóg był bardziej zainteresowany nimi niż ich świętami i że Bóg chciał ich bardziej niż ich ofiary.
Gdy zapominamy, że jesteśmy świątynią Boga, życie może łatwo stać się serią transakcji. Relacje i intymność zostają utracone. Priorytety ulegają zmianie. Zarabianie na życie zastępuje życie życiem. Życie staje się rynkiem, a nie miejscem spotkania z tym, co święte w nas samych i w sobie nawzajem. I to jest biznes jak zwykle.
To jest to, co Jezus obala i wypędza ze świątyni. W Ewangelii według św. Jana dzieje się to na samym początku posługi Jezusa. Słowo stało się ciałem (J 1,14), woda stała się winem (J 2,9), a teraz świątynia staje się człowiekiem. I to nie kończy się tutaj. Przez całą resztę Ewangelii Jezus będzie przerywał zwykłą działalność.
Pamiętasz Samarytankę przy studni (J 4, 4-26)? Miała pięciu mężów, a teraz żyje z mężczyzną, który nie jest jej mężem. Pomimo tego, co jej zrobiliśmy, to nie jest wypowiedź na jej temat. Jest to kolejny przejaw zwykłego postępowania. Jej pierwszy mąż zmarł, rozwiódł się z nią, albo uciekł. Kto to wie? Wiemy tylko, że bycie kobietą bez mężczyzny było niewłaściwe i niebezpieczne. Biznes jak zwykle oznaczał, że musiała należeć do mężczyzny. Był więc drugi mężczyzna, trzeci, czwarty, piąty i szósty. Jezus spotyka tę kobietę przy studni i przerywa zwykły sposób załatwiania spraw. Nie chodzi o mężczyznę czy mężczyzn w jej życiu. Chodzi o nią. Jezus rozpoznaje ją jako świątynię Boga. Nie ma jej ani na tej samarytańskiej górze, ani w Jerozolimie. Ona jest teraz studnią wody żywej.
A co z człowiekiem, który spędził trzydzieści osiem lat na macie (J 5, 1-9)? Był sparaliżowany i zawsze próbował dostać się do basenu z wodą, która mogła go uzdrowić, ale ktoś zawsze był tam pierwszy. Ta sama ziemia, ta sama mata, te same sparaliżowane nogi, ten sam nieudany wysiłek. Było to trzydzieści osiem lat zwykłego postępowania. Wtedy przychodzi Jezus i mówi: „Wstań, weź swoją matę i chodź”. I ten człowiek to zrobił. Powstał do nowego życia, a zwykłe sprawy znów zostały przerwane.
I oto Łazarz (Jan 11:1-44). Nie żyje już od trzech dni. Marta wie, że smród śmierci jest obecny. Jezus mówi jej, że nie będzie już tak jak zwykle. „Odsuńcie kamień”, mówi. Śmierć nie będzie miała ostatniego słowa. „Łazarzu, wyjdź.”
Nie zapominajmy też o pięciu tysiącach ludzi, którzy pojawiają się pusti i głodni (Jan 6:1-13). Filip jest pewien, że jest ich za mało. Nie ma sposobu, aby ich nakarmić. Puste i głodne osoby to zwykły biznes. Ale Jezus ma inne plany. Dwie ryby i pięć bochenków to więcej niż potrzeba. Wszyscy byli zadowoleni, a dwanaście koszów zostało wypełnionych resztkami. To nie był biznes jak zwykle dla pustych i głodnych.
Zawsze i wciąż na nowo Jezus przerywa, zakłóca, obala i wyrzuca biznes jak zwykle. Biznes jak zwykle jest destrukcyjny dla naszego życia i naszych relacji. Niszczy naszą zdolność widzenia i uczestniczenia w świętości, która jest już obecna w nas i pośród nas.
Słowo stało się ciałem, aby świątynia mogła stać się człowiekiem. Jezus nie przestaje obalać i wyrzucać tego, co zwykle, ponieważ prawda jest taka, że w naszym dzisiejszym świecie są jeszcze Samarytanki czekające przy studni. Nadal istnieją chromi, którzy są uziemieni przez zwykły biznes. Puste i głodne osoby są nadal rzeczywistością w naszym świecie i są martwi ludzie, którzy czekają, aby ich ożywić.
Może dla ciebie dzisiaj nie chodzi o innych ludzi. Może jesteś tą kobietą przy studni. Może wiesz, jak to jest być uziemionym i sparaliżowanym. Może jesteś dziś pusta i głodna. Może potrzebujesz być wezwana do życia. Może w twoim życiu trzeba przerwać to, co zwykle.
Niezależnie od tego, kim jesteśmy, co zrobiliśmy lub czego nie zrobiliśmy, jak postrzegamy lub oceniamy nasze życie, jesteśmy świątynią Boga i jest Ten, który stoi w świątyni naszego życia, przerywając to, co zwykle. Więc powiedz mi to. Czego potrzebuje dzisiaj świątynia twojego życia? Jakie stoły w twoim życiu muszą zostać przewrócone? Jakie zwierzęta trzeba wypędzić?
Nie pytam o to, co musi się wydarzyć, abyś mógł stać się święty lub stać się świątynią, ale abyś mógł zobaczyć, że już jesteś świątynią i zażądać tego, co już jest twoje. Jezus nie robi z nas czegoś, czym nie byliśmy. On wzywa nas z powrotem do tego, kim zawsze byliśmy.
Mówił o świątyni naszego ciała.
ZachowajZachowaj