2018 zaznaczył 50. rocznicę morderstwa Martina Luthera Kinga. Zastrzelony przed swoim pokojem hotelowym w Memphis, gdzie był w mieście, aby wesprzeć strajk śmieciarzy, był to jego ostatni wysiłek, aby rozszerzyć swoją pracę poza rasę i zwrócić uwagę na zasłużoną godność wszystkich ludzi, niezależnie od ubóstwa i statusu społecznego.

Reklama

Wyrwany z cichego życia pastora w Montgomery i wepchnięty na krajową i globalną scenę w wyniku nasilającej się walki o wolność czarnych; nagrodzony Pokojową Nagrodą Nobla i zastrzelony na hotelowym balkonie w Memphis – w ciągu półtorej dekady King przeżył aktywizm, z którym niewielu mogłoby się równać przez całe życie. Życie to, a także symboliczne i merytoryczne znaczenie jego roli w ruchu na rzecz praw obywatelskich, jest tak bogate i zróżnicowane, że większość nie może powstrzymać się od nadmiernego upraszczania go – czasem łagodnie, czasem rozmyślnie. Jedno i drugie wyrządza jednak jego spuściźnie poważną krzywdę. Jego przesłanie musi być zrozumiane w pełni, aby uhonorować jego znaczenie.

Zamiast polegać na kilku odizolowanych obrazach, zdaniach i momentach z kariery Kinga, o wiele lepiej jest zrozumieć sprzeczności, które Martin Luther King uosabiał w swoim życiu. Jak napisano w pośmiertnej autobiografii z 2001 roku zaczerpniętej z pism samego Kinga: „W moim własnym życiu i w życiu osoby, która dąży do bycia silną, łączysz w swoim charakterze antytezy silnie zaznaczone. Jesteś zarówno wojownikiem jak i umiarkowanym; jesteś zarówno idealistą jak i realistą.”

Żałobnicy gromadzą się podczas konduktu pogrzebowego Martina Luthera Kinga w Atlancie, Georgia, 1968. Zamiast polegać na kilku odizolowanych obrazach, zdaniach i momentach z kariery Kinga, o wiele lepiej jest zrozumieć sprzeczności, które Martin Luther King ucieleśniał w swoim życiu, mówi Benjamin Houston. (Fot. Ken Guthrie/Getty Images)

Sprzeczne postrzeganie

Nawet gdy większość ludzi z nabożną czcią recytuje kilka odizolowanych i zdekontekstualizowanych linijek z „Mam marzenie” – najsłynniejszego przemówienia Kinga, wygłoszonego do ćwierć miliona zwolenników praw obywatelskich w Waszyngtonie w sierpniu 1963 roku – uczeni uważają obecnie, że King przez całą swoją karierę miał konsekwentne i natarczywe radykalne przekonania na temat klasy, imperializmu, niesprawiedliwości ekonomicznej i nie tylko. Fakt, że tak niewiele osób wie o tych konsekwencjach, świadczy o różnicach między Kingiem publicznym i prywatnym – ten pierwszy to wizerunek z konieczności stworzony dla poparcia ruchu praw obywatelskich.

Aby wziąć jeden przykład: Zaangażowanie Kinga w życie bez przemocy nie było natychmiastowe. Podczas bojkotu autobusów w Montgomery w 1955 roku, który zelektryzował świat, gdy Afroamerykanie protestowali przeciwko segregacji i rasistowskiemu traktowaniu w lokalnym systemie autobusowym, miał uzbrojonych ochroniarzy, a nawet ubiegał się o pozwolenie na broń. Dopiero gdy zdecydował się przyswoić i wcielić w życie rady mentorów z bogatym doświadczeniem w dziedzinie niestosowania przemocy, w pełni obudził się do możliwości bezpośredniego działania bez przemocy, zaczerpniętych z przykładu Mohandasa K. Gandhiego, wykorzystywanych do przeciwstawiania się brytyjskim rządom imperialnym w XX wieku. Z czasem udoskonalił te spostrzeżenia w kontekście amerykańskim, tworząc tak zwaną „Kingian” nonviolence. Wskazuje to nie tylko na to, że niestosowanie przemocy jest filozofią wyuczoną, przyjmowaną z dużym wyprzedzeniem, ale także na to, że w tamtych czasach nie było to normą wśród Afroamerykanów. Ale mówi to również o ewolucji Kinga, który został wepchnięty w jedną rolę przywódczą, coraz bardziej publiczną, a następnie przyćmił pracę wielu innych lokalnych liderów i osób, które przyczyniły się do powstania bojkotu. Niekoniecznie było przesądzone, że stanie się przywódcą praw obywatelskich, a tym bardziej tak zwanym „amerykańskim Gandhim”.

  • Martin Luther King’s unfinished dream: the historians’ view

Inne paradoksy pozostają: King urodził się w 1929 roku, w upokarzających warunkach segregacji rasowej. Na mocy prawa i zwyczaju, zazębiające się praktyki rasowe ograniczały i kontrolowały czarnych ludzi we wszystkich fazach ich egzystencji i zakodowały przywileje białych we wszystkich aspektach życia. Regulowała ona poruszanie się w przestrzeni publicznej, wyganiając Afroamerykanów do oddzielnych toalet i fontann z wodą, a także nalegając, by ustępowali miejsca białym w środkach transportu publicznego. Ale tłumił też aspiracje czarnych, wspierając dyskryminację w zatrudnieniu, mieszkalnictwie, edukacji, głosowaniu i wszystkich innych sferach życia, nawet wbrew prawom rzekomo chronionym przez Konstytucję USA. Był to system, który nieustannie uznawał Kinga i innych czarnych ludzi za „gorszych”, jednocześnie wymyślając coraz to nowe i okrutne sposoby na wzmocnienie tego przekonania.

King urodził się w 1929 roku, w poniżających warunkach segregacji rasowej, często znanej jako Jim Crow. Tutaj, mężczyzna pije z segregowanej fontanny w Oklahoma City. (Photo by Bettmann/Getty Images)

A jednak system Jima Crowa stworzył chroniący kokon oddzielnego czarnego świata, uzbrojonego w wewnętrzne zasoby uosabiane przez kościoły, szkoły, uniwersytety, mentorów i sieci. Ta społeczność pielęgnowała Kinga, kształcąc go w zakresie wartości i narzędzi pozwalających przetrwać i stawić czoła segregacji. Nauczyła go, że poczucie miłości i wspólnoty może dodać energii zmęczonym duszom, podtrzymać większe dobro i skierować ku jaśniejszej przyszłości. Głosił ewangelię miłości, ponieważ to właśnie go umacniało. Wolność nie była tylko abstrakcyjnym pojęciem, ale czymś odczuwanym i przeżywanym, a więc kontekst, który stworzył Kinga, ukształtował również jego zdolność do zmiany tego kontekstu.

Inna dychotomia pochodzi z intelektualnego rdzenia Kinga. Był on fundamentalnie zakorzeniony w czarnym kościele: był to biegun jego myślenia, prowadzący go przez jego wczesne życie i edukację licencjacką w historycznie czarnym Morehouse College w Atlancie, Georgia. Jednak zanurzenie w innych tradycjach teologicznych na Boston University, które zaowocowało doktoratem w 1955 roku, oznaczało, że mógł również omawiać prace czołowych teologów, takich jak Reinhold Niebuhr i Walter Rauschenbusch, znanych amerykańskich intelektualistów religijnych, którzy zmagali się z kwestiami grzechu, sprawiedliwości społecznej i kondycji ludzkiej. Jego zdolność przekładania tych spostrzeżeń na prosty, ale głęboki język i łączenia ich z tradycjami czarnego kościoła oznaczała, że mógł przemawiać do szalenie różnych odbiorców z mocą i wdziękiem. Połączenie tych wpływów pomogło mu odnaleźć swój głos i rozprzestrzenić znaczenie jego przesłania daleko i szeroko.

Światowy symbol ruchu praw obywatelskich

Podobnie, jego praca na rzecz praw obywatelskich była związana z tym, co lokalne, ale z szeroką wizją, która obejmowała cały świat. Był południowcem, z racji urodzenia i głęboko zakorzenionej wrażliwości związanej ze szczególną historią rasową tego regionu (choć dzięki edukacji poza Południem wiedział, że rasizm zainfekował Stany Zjednoczone daleko poza granicami Dixie). Ale mimo tych korzeni w surowym rasizmie amerykańskiego Głębokiego Południa, w diagnozowaniu niedostosowań i dostrzeganiu ukrytych powiązań między różnymi formami ucisku patrzył daleko poza ten świat. Nie tylko „zdał sobie sprawę, że rasizm jest problemem światowym” (myśl tę podkreślił, gdy biali supremacjoniści krzyczący „Utrzymać Wielką Brytanię białą!” zakpili z niego w Westminster City Temple Hall podczas przemówienia w 1964 roku), ale rozumiał też żywe powiązania między realiami segregacji. Znał skutki upokorzenia i apatii wśród ludzi nie zawsze świadomych swojej wewnętrznej i zbiorowej siły.

Międzynarodowy zasięg tego zrozumienia zaprowadził go na cały świat. Wspierał afrykańskie ruchy wyzwoleńcze przez całą swoją karierę, odbył pielgrzymkę do Indii w późnych latach pięćdziesiątych i nieustannie zastanawiał się, w jaki sposób trudna sytuacja krajów rozwijających się może być połączona z walką o wolność czarnych w kraju. Rzeczywiście, kiedy odwiedził Newcastle upon Tyne w listopadzie 1967 roku, aby otrzymać doktorat honoris causa Uniwersytetu Newcastle, ostrzegał, że ubóstwo i militaryzm dołączyły do rasizmu, stając się trzema „wielkimi złami”, które zagrażają światu. Nalegał, że głębokie powiązania między tymi kwestiami wszystkie łączyły się, aby zniszczyć nieodłączne poczucie „jakiejś boskości”, na które zasługiwały wszystkie istoty ludzkie.

Pomnik Kinga odsłonięty na Uniwersytecie Newcastle w listopadzie 2017 r. Kiedy odwiedził Newcastle upon Tyne w listopadzie 1967 roku, ostrzegł, że ubóstwo i militaryzm dołączyły do rasizmu, aby stać się trzema „wielkimi złami”, które zagrażają światu. (Photo by Newcastle University)

Charakter tego zagranicznego uznania celebrującego jego rolę jako chrześcijańskiego pastora i rewolucjonisty społecznego był małym, ale prawdziwym balsamem dla lidera praw obywatelskich, który martwił się o płonące miasta z powrotem do domu i zraniony przez krytyczne amerykańskie media, otwarcie wrogi rząd federalny i lekceważącą retorykę zwolenników Black Power. Jego ojczysty naród odwrócił się od niego za to, że rozszerzył swoje wezwania na kwestie ubóstwa i przemocy w ogarniętym szałem świecie. Jego sojusznicy byli oburzeni, że zraził do siebie rząd federalny, krytykując wojnę w Wietnamie. Media chciały, żeby trzymał się kwestii rasowej. A on był uważany za dziwaka i wyprany przez nowe formy czarnej bojowości, które wcale nie dbały o integrację i braterstwo ludzi, ale tylko o osiągnięcie równych zasobów i władzy „za pomocą wszelkich niezbędnych środków”, jak to ujął ówczesny zwrot Black Power.

Musimy – tak jak King – nadać sens tym pozornym sprzecznościom. Miał obsesję, intelektualnie rzecz biorąc, na punkcie znalezienia środkowych sposobów pogodzenia rzekomo wykluczających się pojęć i nieustannie zmagał się z tym, jak to zrobić. Mówił więc zarówno o miłości, jak i o sprawiedliwości, a także o tym, że wiara ze swej natury nakazuje ludzkości realizować na ziemi Bożą miłość. W istocie podkreślał, że każdy z tych elementów jest stracony i nieadekwatny bez drugiego. Sprzeczności te podkreślają pełniejszy obraz jego przywództwa: jak mógł pogodzić się z łamaniem prawa ze względu na wyższą, odkupieńczą wiarę; jak mógł ostrzegać przed Black Power, ale rozumieć i wczuwać się w energię, która ją napędzała; jak mógł być zanurzony w radykalnych przekonaniach, a mimo to pracować w ramach amerykańskiego systemu politycznego, aby zreformować go od wewnątrz. Jeśli wąska garda, po której stąpał, oznaczała, że jego wybory były często kompromisowe, nadmiernie świadome taktycznych wymagań, to tylko w ofierze nadrzędnego celu, tego, co King nazywał „Umiłowaną Społecznością”, obejmującą pełną godność i człowieczeństwo wszystkich ludzi.

Dr Benjamin Spock, amerykański pediatra, i ks. dr Martin Luther King prowadzą prawie 5,000 maszerujących przez Chicago Loop w proteście przeciwko polityce USA w Wietnamie w 1967 roku. Sojusznicy Kinga byli oburzeni, że krytyką wojny wietnamskiej zraził do siebie rząd federalny. (Photo by Bettmann/Getty Images)

Balancing King’s legacy

Może równie ważne jest to, że dobry początek zrozumienia Kinga wymaga uchwycenia, jak łatwo ludzie błędnie opisują go dla własnych celów. Ten sam King, na którego z aprobatą (choć błędnie) powołują się współcześni konserwatyści wzywający do ślepoty na kolory, to ten sam człowiek, który w „Liście z więzienia w Birmingham” (1963) piętnował białych umiarkowanych za bezczynność. Martin Luther King, którego dziś wychwalamy, był w chwili śmierci namiętnie znienawidzony przez wielu – a nawet większość – Amerykanów; badanie opinii publicznej w 1966 r. wykazało negatywne opinie dwóch trzecich kraju. Jedna z relacji historycznych opisuje moment ogłoszenia śmierci Kinga na spotkaniu południowych białych ministrów z konserwatywnej teologicznie denominacji; zareagowali oni oklaskami.

Nie była to tylko szeroka opinia publiczna, ale ludzie u władzy. Kiedy King publicznie potępił wojnę w Wietnamie, na rok przed swoją śmiercią, prezydent Lyndon Johnson zripostował w odpowiedzi: „Co ten cholerny czarnuch kaznodzieja mi robi?… Daliśmy mu ustawę o prawach obywatelskich z 1964 roku, daliśmy mu ustawę o prawach wyborczych z 1965 roku, daliśmy mu wojnę z ubóstwem. Czego on jeszcze chce?”

Prezydent Lyndon B Johnson omawia ustawę o prawach wyborczych z Martinem Lutherem Kingiem w 1965 roku. Kiedy King publicznie potępił wojnę w Wietnamie, rok przed swoją śmiercią, prezydent Lyndon Johnson w odpowiedzi wygłosił tyradę. (Fot. Hulton Archive/Getty Images)

Przedtem Federalne Biuro Śledcze zakładało podsłuchy, inwigilowało i nękało Kinga, do tego stopnia, że wysłało mu list zachęcający go do popełnienia samobójstwa. W połowie 1967 r. próbował zmobilizować czarne getta Cleveland, Ohio, w ostatecznie udanej próbie wyboru Carla Stokesa na pierwszego afroamerykańskiego burmistrza dużego amerykańskiego miasta. Doprowadziło to urzędującego burmistrza do demonizowania Kinga, co minister sardonicznie skomentował: „Ten burmistrz Locher tutaj w Cleveland, on mnie teraz potępia i nazywa ekstremistą, a trzy lata temu dał mi klucz do miasta i powiedział, że jestem największym człowiekiem stulecia. To było tak długo, jak byłem bezpieczny od niego w dół na południu.”

I tak widzimy, jak proces zgubnych nieprawd dołączonych do Martina Luthera Kinga rozpoczął się nawet jak jeszcze żył. Pozostaje on bezpieczny tak długo, jak długo czcimy go z daleka, zachowujemy go w szlachetnym bursztynie, cytujemy go wybiórczo, aby nie stanowił zagrożenia. Kiedy szlifujemy szorstkie krawędzie krytyki Kinga, kiedy cytujemy go wybiórczo, kiedy pielęgnujemy jego wizję, ale ignorujemy jego przeszkody, nie rozumiemy. Ale kiedy czytasz go, słuchasz, studiujesz go całościowo, a jego przesłanie przemawia do twojego świata i społeczeństwa, w którym żyjesz, pojawiają się nieco bardziej niepokojące uczucia. Zamiast tego więc wywyższamy go do rangi amerykańskiego bohatera: ustanawiamy święto narodowe, cytujemy jego Marzenie, a nie sprawiedliwy gniew, używamy go, by potwierdzić amerykańską wielkość i zdolność kraju do przebudowy, do osiągnięcia konsensusu, do równości i do uleczenia się z najgorszych grzechów – nawet wtedy, gdy wszystkie dowody na to, że jest inaczej, obnażają to pojęcie jako kłamstwo. Albo zaburzamy jego globalną spuściznę, badając go w Wielkiej Brytanii i na całym świecie, postrzegając go jako samotnego przywódcę z rozwiązanej już historii. Ignorujemy jego rówieśników z globalnej walki o wolność czarnych, którzy pracowali na całym świecie. Odmawiamy refleksji nad tym, jak jego spostrzeżenia odnoszą się do konfliktów rasowych, klasowych i społecznych, które dręczą i zastygają w dzisiejszym Zjednoczonym Królestwie i innych krajach.

  • Dziedzictwo Emmetta Tilla: morderstwo, które zmieniło kształt amerykańskiego ruchu praw obywatelskich

Staje się on, krótko mówiąc, fałszywym mitem. Jak precyzyjnie ujął to afroamerykański uczony C Eric Lincoln, łącząc to, jak Amerykanie postrzegają Kinga, z tym, jak traktują rasę: „To było nieuniknione, że będziemy musieli zabić Martina Luthera Kinga, i równie nieuniknione było to, że zrobimy z niego mit…. Nie musimy być poważni wobec mitu, a jeśli mit przesłania stojącą za nim rzeczywistość lub w jakiś sposób kwalifikuje tę rzeczywistość, nie musimy też być poważni wobec rzeczywistości.”

Jeszcze mocniej afroamerykański teolog-naukowiec Vincent Harding ujął to prosto: „W najlepszym wypadku wiemy, że fundamentalnym pytaniem nie jest to, co zrobimy z Martinem Lutherem Kingiem, ale co zrobimy z samymi sobą?”. Ubierając Kinga w mitologię, tracimy szansę na echo jego zdolności do tworzenia harmonii z dysonansu, do unikania wyciszania głębszych, trwalszych akordów, które nas podtrzymują. Nasza własna zdolność do bycia zakotwiczonym w tym, co lokalne, a jednocześnie połączonym z tym, co globalne, ulega osłabieniu. Brakuje nam szansy na zniszczenie innych mitów, które uwięziły nas w starych sposobach myślenia i działania. Kiedy King pozostaje tylko karykaturą, tracimy chwyt w sięganiu ku jego Marzeniu.

Benjamin Houston jest starszym wykładowcą współczesnej historii USA na Uniwersytecie Newcastle.

Reklama

Ten artykuł został po raz pierwszy opublikowany na HistoryExtra w kwietniu 2018 roku

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.