Jak modelowanie dobrego zachowania mojej córki uratowało moje małżeństwo
By Jancee Dunn
Gdy nasza córka była maluchem, walczyliśmy szeptem – obsceniczne gesty i wszystko – nad jej głową, gdy beztrosko oglądała Ciekawskiego George’a. Ponieważ ograniczyliśmy strefę wojny do nas, łudziłem się, że nie będzie to miało na nią wpływu. Oczywiście to nieprawda, o czym przekonałem się pewnego ranka, kiedy podsłuchałem, jak w swojej sypialni walczyła ze sobą swoimi Beanie Boos. Kazała jednemu z nich krzyknąć, w doskonałej imitacji mnie, „Mam dość tego gówna!”. Okazuje się, że kiedy „modelujesz” agresywne zachowanie – powiedzmy, głośno oskarżając swojego męża o bycie „workiem fiutów” – twoje dziecko od razu to podchwytuje. Nie tylko to, ale także kształtuje oczekiwania wobec swoich przyszłych związków. Postanowiliśmy więc spróbować udawać szlachetniejszą wersję nas samych w nadziei, że kiedy nasza córka dorośnie, będzie szukała lepszego związku niż nasz. Nasze gospodarstwo domowe rozbrzmiewałoby domową błogością rodem z wesołego sitcomu z lat pięćdziesiątych.
Wcielenie się w postać dojrzałego, rozsądnego dorosłego okazało się trudne. Pewnego sobotniego poranka Tom poinformował mnie, że zaplanował pięciogodzinną przejażdżkę rowerową z przyjaciółmi (co z pewnością było zbiegiem okoliczności, w tydzień po narodzinach dziecka zaczął jeździć na rowerze na długich dystansach). „Przepraszam”, powiedział, „zapomniałem ci powiedzieć”. Gdy żyła zaczęła pulsować mi na czole, starałam się użyć słów na poziomie G. Kilku doradców małżeńskich, których odwiedziliśmy, powiedziało, żeby zacząć od „ja”, a nie „ty”, i żeby mówić o swoich uczuciach, obie strategie mają na celu uniknięcie riposty (nie można się kłócić z tym, co ktoś czuje, prawda?).
„Czuję się zawiedziona, że mi o tym nie powiedziałeś”, zaczęłam, z całą szczerością scenariusza telemarketingowego. Oboje spojrzeliśmy na moją córkę, która spokojnie kolorowała.
„Powinienem był, i przepraszam,” powiedział mój racjonalny nowy mąż. Wtedy ja niezdarnie wyciągnęłam „zwrot naprawczy” z podręcznika pioniera poradnictwa dla par Johna Gottmana, którego nigdy w życiu nie używałam: „Co musimy zrobić, żeby ten incydent został zapomniany, żebyśmy mogli iść dalej?”. Powiedział mi, że zaplanuje przejażdżki w kalendarzu Google, więc nie będzie żadnych niespodzianek, i zaproponował, że zabierze Sylvie w niedzielę, żebym mogła spotkać się z przyjaciółmi. Pochyliłem się do playacting uścisku, że żaden z nas nie chciał i potajemnie mouthed, „Dzięki, dickwad!”
W ciągu miesięcy, jakość naszych teatralnych występów poszedł od zdatnego community-theater produkcji do Method acting, po prostu dlatego, że łatwiej było pozostać w charakterze. Nasze największe wyzwanie pojawiło się pewnego popołudnia, kiedy poszliśmy do biura naszego księgowego, aby zrobić nasze podatki, Sylvie z iPadem w ręku. Zostaliśmy zbici na naszym zeznaniu i jakoś skończyło się na tym, że byliśmy winni IRS wiele tysięcy dolarów. Podczas jazdy samochodem do domu, normalnie od razu zaczęłybyśmy się kłócić, ale zamiast tego usiadłyśmy cicho z przodu, żeby zebrać myśli. Następnie kurtyna podniosła się, gdy jasno zapewniliśmy siebie nawzajem, że jesteśmy w tym razem, to „tylko pieniądze” i nadal mieliśmy nasze zdrowie. Spokojnie opracowaliśmy sposób, w jaki zamierzaliśmy zabezpieczyć pożyczkę.
Mało tego, ta wymuszona, wyidealizowana wersja naszego małżeństwa, wykonywana dla dobra naszego dziecka, stała się normą. Traktowanie siebie nawzajem z udawaną życzliwością i szacunkiem pozwoliło naszemu romansowi rozkwitnąć na nowo. To, co nastąpiło potem, to odwieczna historia: Zakochaliśmy się na planie.
The Husband Who Hates His Wife’s Parenting
By Anonymous
Zegar wskazywał 3:04, gdy moja żona wyskoczyła z łóżka, by sprawdzić, co z naszym synem, którego sypialnia znajduje się na drugim końcu naszego mieszkania. Jak zawsze, obudziła mnie. Kiedy wróciła, zapytałem, czy nasze dziecko się obudziło. Odpowiedziała, że nie. „To dlaczego tam wyszłaś?” „Pieprz się!” powiedziała.
W świetle dnia, poprzednia wymiana zdań nie ma sensu. Ale pasuje do schematu ustalonego w dniu, w którym przywieźliśmy naszego syna do domu z oddziału położniczego. Zdarzają się sytuacje, kiedy to ja przeklinam niesprowokowana lub wracam z okrutną lub chrapliwą obelgą, którą można tylko odespać. Choć zazwyczaj zgadzamy się co do ogólnych celów rodzicielstwa, ona jest zarówno bardziej bezinteresowna, jak i bardziej neurotyczna. Nasz syn jest wybrednym niejadkiem, więc wybiera pietruszkę z jego jedzenia; mówię mu, że jeśli nie zje przynajmniej trzech kęsów, to w ogóle nie zje kolacji. Wtedy ona mówi mi, że mój sposób jest zły. Usprawiedliwiam się i przewijam w telefonie.
Ponieważ nasz syn jest lekkoduchem, z dnia na dzień jest coraz gorzej; z dnia na dzień jest nam gorzej. Ona martwi się o temperaturę w jego pokoju, brzęczący kaloryfer, zbyt jasną lampkę nocną; ja martwię się o zdolność naszego syna do uspokojenia się i naszą zdolność do skupienia się następnego dnia. Rodzicielstwo dało nam wiele radości, ale kiedy stres związany z nim nas rozdziela, trudno się nie zastanawiać: Czy nasz syn nas wypaczył, czy tylko pomógł ujawnić, kim naprawdę jesteśmy?
Żona, która zastanawia się, jak puste gniazdo odmieni jej małżeństwo
By Lisa Miller
Nawet zanim się urodziła, nasza córka była naszym priorytetem. Mój mąż i ja pobraliśmy się późno w naszym życiu, napędzani do siebie w dużej mierze przez wzajemną chęć prokreacji, i widzieliśmy w sobie cechy niezbędne do wychowania dziecka: wytrzymałość, humor, inteligencję, życzliwość, dobre zdrowie, trwałą urodę. Rzuciliśmy się w wir rodzicielstwa bez cienia ambiwalencji, a życie, które zbudowaliśmy, zostało zaprojektowane tak, by ją pomieścić, począwszy od mieszkania w doskonałej dzielnicy szkolnej, a skończywszy na niedawnej adopcji czarno-białego kociaka, który śpi w jej łóżku.
Od początku włączyliśmy naszą córkę w nasze dorosłe życie. Podczas podróży po Południu, gdy miała 4 miesiące, karmiłam ją w łazienkach restauracji serwujących jedzenie z duszą. Spałyśmy w eleganckich pokojach z łóżkami z baldachimem i kładłyśmy ją w gniazdach, które stworzyłyśmy, wykładając szuflady komody ręcznikami kąpielowymi. Ta dynamika trwa do dziś: Nasza córka jest na bieżąco z naszymi finansami, naszymi chorobami, naszymi zawodowymi perypetiami, a kiedy pojawiają się decyzje – gdzie pojechać na wakacje, nowa armatura łazienkowa – oczekuje, że będzie miała coś do powiedzenia, że będzie na bieżąco.
Mamy niewielkie doświadczenie, naprawdę, w byciu parą, tak mało lat spędzonych tylko we dwoje, więc trudno powiedzieć, czym się staniemy bez codziennego ciężaru rodzicielstwa. Nie fantazjuję o innym związku, innym mężczyźnie czy innym życiu. Ale czasami martwię się, że oboje jesteśmy ludźmi samotnymi z temperamentu – upartymi i broniącymi się – i że jej fizyczna nieobecność uwolni nas od naszego koleżeństwa ramię w ramię, że staniemy się niezwiązani. Czy bez niej wrócimy do tego, czym byliśmy wcześniej, dwóch samotnych czytelników pogrążonych we własnych myślach? Czy też staniemy się czymś innym, razem?
Rozkosze małżeństwa w Pustym Gnieździe są liczne, moi przyjaciele wszyscy zapewniają mnie, a pierwszym wśród nich jest ponowne odkrycie nieograniczonego czasu: wolność wędrowania – bez martwienia się o pory snu lub opiekunki do dzieci lub pracy domowej lub godziny policyjnej – do nowej restauracji i zamówić wino, obiad i deser, aby dodać dodatkowy dzień lub tydzień do podróży służbowej – nawet do podjęcia oddzielnych wakacji i ponownie spotkać się w domu. Najbardziej pociągające (dla mnie) jest poczucie transgresji, które słyszę w tych historiach, tak jakby w średnim wieku ci przyjaciele na nowo poznawali swoje dawne, bardziej buntownicze ja. Pewna kobieta, którą znam, mówi, że odkąd jej dzieci wyjechały, ona i jej mąż zaczęli interesować się miksologią. Inna demoluje sypialnie swoich dzieci, aby stworzyć osobne przestrzenie dla siebie i męża, w których będą mogli (osobno) robić to, na co mają ochotę. Ale moja ulubiona historia pochodzi od kobiety, której ostatnie dziecko właśnie wyjechało na studia. Kiedy jej dzieci były w domu, rodzinne posiłki bez ekranów były święte. Obecnie, ona i jej mąż od czasu do czasu siadają do kolacji na kanapie przed super gównianym telewizorem. Jaka to musi być przyjemność zrzucić szaradę modelowej dorosłości – i mieć partnera u boku, z którym można przekroczyć.
Co 15-latek wie o małżeństwie swoich rodziców
By Anonymous
Moja matka jest zawsze bardzo zauroczona moim ojcem. Nie są wielką parą typu PDA, ale hierarchia w naszej rodzinie to oczywiście mama, tata, ja, ale ona jest trochę w stylu: „Ach, tak, mój nadworny błazen”. Jest zadowolona z jego obecności. Lubią się nawzajem. Mój tata jest bardzo zabawny, a moja mama lubi przebywać w otoczeniu jego właśnie zabawności. Mój tata miał wiele problemów z organizacją, kiedy był w moim wieku, i nadal pcha tę piłkę pod górę. A moja mama jest typem maniaka kontroli, więc moja mama będzie wysyłać mu SMS-y, żeby przypomnieć mu, że ma odebrać pranie albo nakarmić psa. A on będzie jak, „Jaki pies?” Jest bardzo zaangażowana w upewnianie się, że cały statek naszego życia płynie gładko. Kiedy moja mama mi to robi, mówię sobie: „Jeśli nie przestaniesz mnie denerwować, nigdy nie nauczę się samodzielności”. Ale rozwiązanie mojego taty było zdecydowanie jak, „Zamiast uczyć się, jak być niezależnym, zamierzam znaleźć tę kobietę, aby kontrolować moje życie, mówić mi, co powinienem nosić.”
Moi rodzice są bardzo jak, „Tutaj jest nasze małżeństwo, a tutaj jest nasz związek z tobą, i są one całkowicie oddzielne.” Ich romantyczne zainteresowanie i zawiłości są jakby między nimi a nimi. Myślę, że kiedy będę miała dzieci, to właśnie w ten sposób chciałabym to zrobić. Przez 15 lat mieszkania w tym mieszkaniu z nimi po drugiej stronie korytarza, nigdy nie słyszałam, żeby uprawiali seks. Pytałam: „Kiedy uprawiacie seks?” Moja mama na to, „Nie rozmawiam o tym z tobą, moja córko.” Każdego lata moja mama mówi: „Myślę, że powinnaś pojechać na obóz”. I myślę, że jest to możliwe, bo są jak, „Musisz wyjść z domu.”
Ostatnia duża kłótnia pamiętam je miał był naprawdę dawno temu. Nie pamiętam o co chodziło, ale pamiętam jak moja mama rzuciła coś na ziemię i krzyczała „Nienawidzę cię” i weszła do mojego pokoju i wyciągnęła mnie z mojego pokoju i wyszła do mojego taty. Mówiła: „Chcę, żebyś to zobaczył.” Podeszła do mojego ojca i powiedziała: „Nie nienawidzę cię, kocham cię, ale jestem bardzo zła.” Chodzili do poradni małżeńskiej prawie odkąd pamiętam, więc bardzo rzadko widzę ich kłótnie. To wszystko dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Ale w tym momencie, w ciągu 15 lat ich małżeństwa, weszli już w bardzo ścisły, dobry rytm. Jak każda osoba, z którą żyjesz, są małe rzeczy, o które się sprzeczasz. Myślę, że to nie są ludzie, którzy zamierzają się rozwieść. Są bardzo solidni i bardzo do siebie dojrzali. Czy wiesz, jak drzewo rośnie wokół chodnika? Tak właśnie jest.
Kiedy ty chcesz kolejnego dziecka, a on nie
By Anonymous
Mój mąż miał już dwoje dzieci, bliźniaki, kiedy się zeszliśmy. Jego statek i życie były pełne. Byłam zakochana i szczęśliwa, ale również spowita natrętnym i przytłaczającym strachem przed utratą go.
„Powiedzmy, że uderzył we mnie meteoryt”, mawiał. „I tak nic ci się nie stanie”. Myślę, że te przypadkowe eliminacje były przywoływane po to, by przypomnieć mi o wewnętrznej sile. Ale były też przemyconym wyrazem jego własnego zmęczenia i ciemności, które, jak wiedziałem, były w jakiejś części związane z tym, że był przytłoczony byciem ojcem. Czasami tęsknił za tym, żeby uderzył w niego meteoryt. Niezależnie od tego, wiedziałem, że się mylił – nie przeżyłbym jego uderzenia.
Zmęczony, tak jak był, szybko zgodził się mieć ze mną kolejne dziecko i powiedział mi, że jego zdaniem byłoby niewłaściwe nawet prosić mnie o rozważenie nieposiadania go – to było tak ważne. Powiedział też, że nie może sobie jeszcze wyobrazić, jak poradzi sobie z obowiązkami związanymi z kolejnym człowiekiem, „ale serce zawsze robi miejsce na więcej miłości”. Ale proszę – podkreślał – czy to może być tylko jedna? Nie sądził, że mógłby zrobić więcej niż to. On po prostu nie.
To było wspaniałe. Chciałam mieć dziecko – naprawdę, bardzo, bardzo chciałam mieć dziecko – ale jedno brzmiało jak dużo. Byłam pewna, że bez względu na to, jak bardzo będę kochać i potrzebować tego jeszcze nieistniejącego dziecka, niewypowiedzianą prawdą było, że nigdy nie będę go kochać ani potrzebować tak intensywnie, jak tego mężczyzny. Prawdopodobnie nie będzie nawet blisko. To była sprawa monogamii, tak jakby.
Cóż. Następnie pamiętam wyjście na pierogi z moim 3-tygodniowym synkiem. Mojego męża nie było ze mną. Pomyślałam, że byłoby mi tak, tak smutno, gdyby uderzył w niego meteor. Jak naprawdę, naprawdę, naprawdę, naprawdę smutna. Ale ja bym sobie poradziła. Mój syn sprawił, że poczułam się bardziej ludzka, odporna i rozpromieniona miłością niż kiedykolwiek w życiu.
To magiczne uczucie rozkwitło w swój własny problem. Nie od razu, ale wkrótce. Wielu lub większość ludzi czuje się zniszczona przez swoje dzieci, przynajmniej przez kilka lat, nawet jeśli kochają je do szaleństwa. Wiedziałam, że mój mąż tak się czuje, ale ja wcale nie. Miałam radosne marzenia o byciu matką siedmiorga dzieci. Chciałam mieć jeszcze co najmniej jedno. Nie mogę być na niego zła, powiedziałam sobie. To są moje decyzje, powiedziałam sobie. Jestem na niego taka zła, powiedziałam sobie.
Wymamrotałam coś o drugim dziecku. Odpowiedział cicho: Nie byłoby dobrze, gdybym ci tego odmówił, jeśli tego naprawdę chcesz. Rozpoznałam w tym najmilszą wersję „Proszę, nie”, jaką mógł zaoferować.
Wiedziałam, jak by się czuł, gdyby pojawiło się drugie dziecko. Czułby się tak, jakby jego życie zostało uderzone przez meteoryt. Nawet jeśli ja byłabym w porządku, on nie. Postanowiłam znaleźć sposób, aby zaakceptować brak drugiego dziecka. Wmawiałam sobie, że to kwestia monogamii, tak jakby. Tym razem romans był z moim dzieckiem, a kolejne mogłoby go przerwać. Chociaż wiedziałam też, że miłość nie została złamana poprzednim razem. Tak czy inaczej, czas mija.
*Wersja tego artykułu pojawiła się w wydaniu New York Magazine z 1 kwietnia 2019 roku. Subscribe Now!