Kiedy usłyszycie nową płytę Stephanie Mills, Born For This!, nie dajcie się zwieść opowieściom o bólu serca, bólu i zdradzie.

W tych dniach, drobna weteranka pop-soulu jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek była. Płyta, jej pierwsza od prawie 10 lat, została wydana w sierpniu w jej własnej wytwórni, JM Records, i została dobrze przyjęta przez krytyków i miejskie radio. W wieku 47 lat, kochająca matka 3-letniego syna ma kontrolę nad swoją karierą – tworzy muzykę, która odzwierciedla to, kim naprawdę jest. A życie wydaje się być spokojniejsze bez ciągłej presji pozostawania w Top 10.

Dzwoniąc ze swojego domu w Charlotte, N.C., Mills mówi: „Tak bardzo się rozwinęłam. Popełniłam swoje błędy i podniosłam się. Kiedyś byłam bardzo niepewna siebie, jeśli chodzi o moje pisanie piosenek i mój śpiew. Teraz jestem o wiele bardziej pewna tego, co mogę zrobić.”

Artystka wystąpi w Meyerhoff Symphony Hall w sobotnią noc jako część pokazu Ladies of Soul, którego beneficjentem jest Reginald F. Lewis Museum of Maryland African American History and Culture. Mills będzie dzielić scenę z Reginą Belle, Jennifer Holliday i Melbą Moore. Miejmy nadzieję, że ściany tego miejsca są w stanie wytrzymać tyle wokalnej mocy na jednej scenie.

„Kochanie, będzie tam dużo śpiewania”, mówi Mills z uśmiechem.

Od czasu wydania jej ostatniego albumu, gospelowej kolekcji Personal Inspirations z 1995 roku, Mills jest aktywna — choć w cichy sposób. Sporadycznie odbywała trasy koncertowe i pojawiła się w kilku sztukach gospel w całym kraju. Piosenkarka trochę nagrywała: taneczny singiel „Latin Lover” z 1999 roku, wyprodukowany przez Masters At Work; duet z Bebe Winans na jego płycie Love and Freedom z 2000 roku; oraz gościnny występ na albumie DMX „The Great Depression” z 2001 roku, w którym powtórzyła swój przełomowy przebój „What Cha Gonna Do With My Lovin'” z 1979 roku.”

Podczas gdy rodowita mieszkanka Brooklynu była z dala od światła reflektorów, zapuściła również korzenie w Karolinie Północnej, „otoczona mnóstwem kuzynów i rodziny”. A w wieku 45 lat piosenkarka urodziła swoje pierwsze i jedyne dziecko, Farad.

„Kiedy rodzisz, czujesz, że możesz zrobić wszystko”, mówi Mills. „Mój syn jest radością mojego życia. Wszędzie ze mną podróżuje. Posiadanie syna nauczyło mnie cierpliwości, odciągnęło ode mnie uwagę i sprawiło, że życie stało się prostsze. Kiedy jesteś tylko ty, patrzysz na siebie przez szkło powiększające i masz tendencję do bycia egoistą. Teraz, gdy mam syna, nic innego nie ma znaczenia. Mam więcej skupienia.”

Czując się duchowo wzmocniona i emocjonalnie skupiona, Mills postanowiła wrócić do studia około dwa lata temu. Fani zalewali jej stronę internetową pytaniami o nowy projekt. Zdobywczyni nagrody Grammy była w trasie i poza nią od czasu ostatniej płyty, więc wiedziała, że jest tam publiczność. Ale kiedy zdecydowała się zwrócić do dużych wytwórni w celu zawarcia umowy, Mills była odrzucana raz za razem.

„Pojechałam do Nowego Jorku, wynajęłam mieszkanie i umówiłam się na spotkania,” mówi. „Myślałam, że wytwórnie będą zainteresowane, ale żadna z nich nie była. Byli jak, 'Miałeś swój najlepszy dzień. Nie ma dla ciebie publiczności. Ale nie pozwoliłam, żeby ktoś mi powiedział, że nie mogę wydać płyty. Więc po prostu wyruszyłem, aby zrobić płytę na własną rękę.”

Dla Born For This! Mills zwróciła się do znanego producenta Barry’ego Eastmonda i nagrodzonego Grammy autora piosenek Gordona Chambersa, ludzi stojących za wielkimi hitami dla Anity Baker i Whitney Houston. Piosenkarka sama napisała cztery piosenki, a Bebe Winans dołożyła się do utworu tytułowego. Ale zanim nagrała choćby jedną nutę, artystka dała jasno do zrozumienia swoim producentom i aranżerom, że chce, aby nowy album brzmiał dojrzale – nowocześnie, ale nie poza jej charakterem.

Mills jest w grze od 30 lat z sześcioma złotymi albumami i 10 singlami nr 1 na koncie. Znana ze swojego pikantnego, przesiąkniętego gospel stylu, wydestylowanego na takich klasykach jak „Never Knew Love Like This Before” i „I’ve Learned to Respect the Power of Love”, Mills nie chciała konkurować z dzisiejszymi Beyonces i Ashantis. (Choć z pewnością mogłaby, gdyby chciała. Szczupła, zgrabna i promienna, Mills wygląda fantastycznie i brzmi mocniej niż w latach 80.)

„Jestem dorosłą kobietą, kochanie,” mówi. „Powiedziałam producentom, że nie mam 21 lat. Nie chciałam robić rzeczy hip-hopowych i mówić o uderzaniu do mnie przez komórkę i innych takich. Moja publiczność pomyślałaby, że jestem szalona. Czułam, że jeśli zrobię dobry produkt, to znajdzie on publiczność.”

Płyta jest miłym powrotem do formy dla Mills. Wokalnie, brzmi pewnie i komfortowo w zgrabnych, oszczędnych aranżacjach, które wypełniają 10 utworów. Lirycznie, Mills nie zważa na złych mężczyzn („Free” i „Healing Time”). Przekracza ból i ponownie wychodzi z niego mądrzejsza, silniejsza: I had my heartaches and pains / From lovers playing games / I’ve even given up on love / When the hurt was just too much …

„I’ve been through a lot in my life,” Mills mówi nie zdradzając żadnych szczegółów. „Niektóre z tych piosenek są osobiste. Kiedy piszesz piosenki, piszesz na podstawie swoich doświadczeń lub rzeczy, przez które przechodzili twoi przyjaciele.”

Z wyjątkiem nijakiego i niepotrzebnego remake’u jej topowego utworu z 1989 roku „Something in the Way You Make Me Feel,” Born For This! jest solidnym wysiłkiem, lśniącym odbiciem artystki zakochanej w życiu właśnie teraz.

„Po prostu kocham być po czterdziestce”, mówi Mills. „Uwielbiam to. Kiedy kobieta kończy 40 lat, czujesz, że możesz powiedzieć to, co chcesz powiedzieć. Byłaś już tam i zrobiłaś to, i jesteś zmęczona zadowalaniem innych. Mam swoją wolność twórczą jako artystka. Mam swojego syna. Teraz robię siebie o wiele lepiej.”

Zobacz Stephanie Mills w pokazie Ladies of Soul w Meyerhoff Symphony Hall, 1212 Cathedral St., w sobotę wieczorem o 8. Bilety kosztują $50-$25,000. Aby uzyskać informacje, odwiedź www.baltimoresymphony.com lub zadzwoń 410-783-8000.

Słysz Rashod Ollison w radiu we wtorki o 1 p.m. na Live 105.7 i czwartki o 5 p.m. na WTMD-FM 89.7.

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.